HISTORIA
NASZEJ PARAFII
Część 2
W końcu maja 1905 roku do Miechowic przybył O.
Krystian Adams, który z ramienia Zakonu miał się zająć sprawą budowy
nowego klasztoru i zakładu dla alkoholików. Przez cały miesiąc
czerwiec 1905 roku O. Adams szukał odpowiedniego miejsca pod budowę w
okolicach Bytomia. Władze Zakonu, jak i Komitetu do Zakładania Domu dla
Alkoholików chciały, aby miejsce pod przyszły zakład znajdowało się
niedaleko Zagłębia Górnośląskiego, w zdrowym i pięknym rejonie oraz
w miejscowości, gdzie jeszcze nie ma kościoła.
2 lipca 1905 roku dwaj ojcowie z Miechowic: O. Adams i
O. Kaszny zostali zaproszeni do Nakła Ślaskiego na odpust parafialny, w
którym uczestniczył fundator tamtejszego kościoła hrabia Łazarz
Henckel von Donnersmarck. W trakcie rozmowy, na miejscowej plebani, hrabia
Łazarz dowiedział się, że Kamilianie jeszcze szukają miejsca pod
budowę swojego klasztoru i zakładu. Zaproponował on O. Adamsowi, działkę
budowlaną, kilometr od stacji kolejowej, niedaleko miasteczka Tarnowskie
Góry. Tego samego dnia, późnym popołudniem O. Adams w towarzystwie
hrabiego Łazarza Henckel von Donnersmarck i kilku księży udał się
zobaczyć proponowane miejsce. Po dokładnym obejrzeniu terenu i ocenieniu
jego zalet oraz niedogodności, uznano, że miejsce to nadaje się pod
budowę klasztoru i zakładu.
Następnym zadaniem, jakiego musiał podjąć się O.
Adams było przekonanie Kard. Koppa i hrabiego Praschmę, że budowę zakładu
należy powierzyć Zakonowi Kamilianów, bez współpracy z Prowincjalnym
Związkiem. W tej sprawie O. Adams wysłał list do biskupa wrocławskiego,
lecz Kard. Kopp stanowczo się temu sprzeciwił.
ciąg dalszy na str.2
|
|
O tolerancji
słów kilka
TOLERANCJA - różnie się o niej myśli, mówi
i próbuje rozumieć. Podobno ma ona tyle samo zagorzałych zwolenników,
co i zaciekłych wrogów. Tak dalece weszła już w postawy ludzkie, że
dzisiaj powszechnie mówi się o ludziach tolerancyjnych i
nietolerancyjnych.
Zanim jednak powiemy coś o tolerancji, najpierw spróbujmy
oczyścić to pojęcie z fałszywych zarzutów, które człowiek
skutecznie próbował tolerancji przypisywać i obronić ją przed
niezrozumieniem.
Myślę, że najlepszym sposobem wyjaśnienia czym
naprawdę jest tolerancja, będzie pokazanie nam wszystkim czym na pewno
ona nie jest.
Otóż tolerancja nie jest obojętnością. Jeśli nie
reaguję na jakieś zło, dlatego, że mnie ono nie dotyczy, a zło zagrażające
drugiemu mało mnie obchodzi, bo nade wszystko cenię sobie spokój, nie
jestem człowiekiem tolerancyjnym.
Tolerancja nie oznacza rónież akceptacji wszystkiego
co mnie otacza. Jeśli we własnym środowisku życia dostrzegam zło
moralne ujawniające się w swobodzie obyczajów lub negatywnych postawach
ludzkich i zamiast zmieniać tę rzeczywistość daję na nią swoje
przyzwolenie, nie jestem również człowiekiem tolerancyjnym.
Nie jest też tolerancja tym samym co kompromis, połączony
z ustępstwem lub nawet wyrzeczeniem się czegoś ze swojego światopoglądu
i przyjmowanych dotąd prawd wiary lub zasad moralnych. W tolerancji
bowiem wyraźnie odrzuca się błąd i nie wyrzeka się żadnej prawdy.
Mimo to błądzącym lub inaczej myślącym okazuje się szacunek, a przez
dialog usiłuje się im ukazać drogę do pełnego dobra i całej prawdy.
Myślę, że w tolerancji ważny jest przede wszystkim
szacunek. Jeśli z kimś się nie zgadzam, ponieważ uważam, że ten ktoś
błądzi lub źle postępuje, to tolerancja zawsze pomoże mi dostrzec w
nim człowieka u okazać mu należny szacunek. Będąc człowiekiem
tolerancyjnym szanuję nadal odmienność: postawy, światopoglądu i
zasad, które ktoś drugi wyznaje, przy czym nie przeszkadza mi to wcale
myśleć inaczej i głośno wypowiadać swoje poglądy.
Na jeszcze jedną sprawę chciałbym zwrócić uwagę.
Otóż ostatnimi czasy bardzo modne stało się nazywanie tolerancji wartością
chrześcijańską. Złośliwi nawet twierdzą, że w chrześcijaństwie
dokonano czegoś w rodzaju "ochrzczenia" tolerancji. Często
bowiem używa się zwrotu - chrześcijańska tolerancja. Choć osobiście
nie mam nic przeciwko temu, to jednak uważam, że chrześcijaństwo ma
lepsze słowo na określenie tolerancji. Jest nim niewątpliwie słowo -
MIŁOŚĆ. Gdy bowiem tolerancja domagać się będzie poszanowania dla
odmiennych przekonań człowieka, miłość zawsze pragnąć będzie dla
niego przede wszystkim dobra.
Dlatego też, my ludzie wierzący końca XX wieku, nie
bójmy się być tolerancyjni wobec naszych braci, którzy myślą
inaczej. Tolerancja przecież w niczym nie przeszkadza miłości. Pamiętajmy
zawsze o tym, że będąc ludźmi tolerancyjnymi nie przestajemy kochać.
O.
Wojciech Węglicki OSCam
|