HISTORIA NASZEJ PARAFII

Odcinek - 32 c.d.

Przewielebny O. Generał przybył do Polski już po raz trzeci w czasie swojej 18 letniej kadencji, aby przeprowadzić wizytację Domów zakonnych Polskiej Prowincji. W pierwszym dniu pobytu zwizytował on cały Klasztor, a w drugim kościół i kancelarię parafialną. Z okazji pobytu w Polsce O. General odwiedził naszych Biskupów w Katowicach, a odjeżdżając z Warszawy złożył wizytę Jego Eminencji Ks. Stefanowi Kard. Wyszyńskiemu.

7 marca 1965r. w I Niedzielę Wielkiego Postu weszła w życie Instrukcja Świętej Kongregacji Obrzędów obejmująca przepisy o wykonaniu Konstytucji o Liturgii Świętej Soboru Watykańskiego II. Już na kilka tygodni wcześniej O. Bendkowski przygotowywał Parafian do zmian, które miały nastąpić. Codziennie po Mszy św. wieczornej ćwiczył teksty części stałych Mszy św. jak: "Parne zmiłuj się nad nami". "Chwała na wysokości Bogu", "Wierzę w Boga". "Święty, Święty", "Baranku Boży". Dla ułatwienia, zwłaszcza starszym Parafianom przyswojenia sobie nowych tekstów, rozdawano wiernym kartki z nowymi tekstami. W każda niedzielę odczytywano z ambony kilka artykułów Konstytucji o Liturgii, aby pouczyć wiernych o znaczeniu wszystkich zmian liturgicznych. W niedzielę 7 marca wierni po raz pierwszy uczestniczyli we Mszy św. według nowych przepisów liturgicznych. Kapłan stanął twarzą do ludzi, a Słowo Boże było odczytane w języku polskim. Wierni ponadto słuchali tekstów modlitw w swoim ojczystym języku oraz mogli widzieć gesty i czynności liturgiczne kapłana. Dużo czasu poświęcił O. Bendkowski na wyuczenie wiernych śpiewania hymnu "Chwała na wysokości Bogu" i Modlitwy Pańskiej. Prawdziwą trudność sprawiało wyuczenie ludzi odpowiednich postaw w czasie odprawiania Mszy św. Przy udzielaniu wiernym Komunii Świętej kapłan wypowiadał słowa: "Ciało Chrystusa", a przyjmujący ją odpowiadał: "Amen". Choć sprawa odnowienia liturgii i dostosowania jej do religijności wiernych okazała się w innych parafiach trudna do przeprowadzenia, to jednak nasi Parafianie szybko zrozumieli jej sens.

Ciąg dalszy w następnym numerze Głosu św. Jana Chrzciciela...

Opracował: O. Wojciech Węglicki OSCam

Pieśń o zniczu

Gdziekolwiek bije jeszcze ludzkie serce, a pamięci nie zatarły światowe marmidła, za Wieszczem przenosimy naszą duszę
utęsknioną do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych
szeroko nad lazurem polskiego nieba rozciągnionych... Zwłaszcza w listopadzie... To miesiąc nostalgii i zadumy. Czas wspomnień i refleksji o tych. co pozostawili swe szczątki w konkretnym grobie.

W listopadzie odwiedzamy cmentarze. Na grobach naszych bliskich stawiamy kwiaty, kładziemy wiązanki. W modlitewnym skupieniu pochylamy się nad mogiłami zmarłych. Wpatrując się w blask płonących świeczek snujemy pieśń o zniczu. Jakże on jest podobny do ludzkiego życia i przemijania. Czyż nasze istnienie nie można by porównać z jego płomieniem? Kiedy zapalamy znicz pomyślmy, o chwili naszego narodzenia. Byliśmy wtedy, jak mały, nieporadnie tlący się płomyk, który Ktoś zapalił na tym świecie. Wiele czasu minęło zanim rozpaliliśmy się na dobre. Dopiero w pełni życia udało nam się wystrzelić wielkim i pięknym płomieniem. Ale chwileczkę. Wspomnijmy jeszcze te momenty, kiedy światło naszego życia było zagrożone, kiedy nasz płomień przygasał i w każdej chwili mógł być zdmuchnięty przez Najwyższego. Bo czyż ludzkie życie nie jest podobne do pięknego znicza, który majestatycznie płonie, ale wystarczy niewielki podmuch wiatru, by zgasł na zawsze? Albo jak wytłumaczyć, że jedni ludzie gasną tak nagle, tak szybko odchodzą z tego świata, a inni całymi latami czekają na śmierć i nie mogą spokojnie umrzeć, bo płomień ich życia, choć słabo, ale pali się nadal.

Patrząc na płonące znicze uczymy się przemijania. Wiemy, że kiedyś i nasze życie zgaśnie. I to tak nagle, tak szybko, jak gaśnie palący się znicz, którego płomień zdmuchnął niewielki podmuch wiatru. To Bóg dmucha w znicze naszych istnień. W ten sposób przypomina nam, że to On jest Panem naszego życia i śmierci. Jeśli płoniemy, to płoniemy dla Niego, a jeśli gaśniemy to dlatego, że taka jest Jego wola. Bóg kiedyś zapalił znicz naszego życia i to On pewnego dnia wybierze chwilę, kiedy zgaśniemy.

W naszym przemijaniu jednak jest miejsce na nadzieję. Wierzymy bowiem w wieczność i w to, że nasze życie nie kończy się, ale tylko zmienia. Podobnie jest ze zniczem naszego istnienia. Choć tu na ziemi musi on kiedyś zgasnąć, to jednak tam w wieczności znów zapłonie jeszcze wspanialszym światłem. To Chrystus zapali nas ponownie, abyśmy mogli świecić na wieki.

Tam gdzie panuje radość i pokój, gdzie nie płynie łza, a śmierć nie ma już władzy nad nami, zapłoniemy znowu. Wystrzeli w górę płomień naszego nowego życia i istnienia. I nikt z nas już nie będzie musiał bać się wiatru, bo płomień jego będzie świecić zawsze.

Ta nadzieja pozwala nam spojrzeć jeszcze raz na płonący znicz, który stawiamy na grobie kogoś bliskiego. Będzie on świecić tak długo, dopóki nie zdmuchnie go wiatr. Wpatrując się w płomień, który walczy z podmuchem wiatru, pomyślmy, że życie człowieka jest właśnie taką walką, walką z przemijaniem i śmiercią. A jeśli nawet zgaśnie ten znicz, to nie rozpaczajmy z tego powodu. On znowu zapłonie, ponieważ Bóg chce, aby w jego Królestwie zawsze świeciło światło.

O. Wojciech Węglicki OSCam