Kłamstwo
bajka nie tylko dla dzieci |
W klasie czwartej kończyła się lekcja matematyki. Wreszcie zadźwięczał
dzwonek. Marysia odetchnęła z ulgą, gdyż w przeciwieństwie do swojego
brata nie lubiła łamać sobie głowy nad matematycznymi zawiłościami.
Wstała szybko z ławki i pobiegła w kierunku sali gim-nastycznej. Była
pierwsza. Zajęła dobre miejsce w korytarzu, gdzie zamierzała wraz z
koleżankami spędzić całą dużą przerwę. Zajrzała do swojego
plecaka, aby wyjąć śniadanie i z przerażeniem spostrzegła, że nie
zabrała ze sobą kostiumu do ćwiczeń.
Zdenerwowała się nie na żarty, gdyż pani powiedziała, że za każde
takie gapiostwo będzie dotąd stawiać dwójki, aż wszyscy wytrenują
sobie pamięć. Przymknęła oczy, zmarszczyła czoło i zaczęła
intensywnie myśleć, co zrobić w takiej sytuacji.
- Już wiem! - wykrzyknęła sama do siebie i popędziła z powrotem
zderzając się z nadbiegającą Ewą i Asią.
- Dokąd tak lecisz? - spytały dziewczynki.
- Muszę się uratować przed dwóją. Zapomniałam kostiumu.
- Przecież do domu już nie zdążysz.
- Coś wymyślę.
- Ale co? W czwartek trzy osoby dostały dwóje. Marysia zniknęła w tłumie
dzieci. Zatrzymała się blisko pokoju nauczycielskiego i zaczęła
niecierpliwie rozglądać się dokoła.
- Czy nie widziałaś pani od "wuefu"? - zapytała dziewczynkę,
która też najwyraźniej na kogoś czekała.
- Nie. Nie wchodziła jeszcze do pokoju.
- No to jest szansa - powiedziała do siebie Marysia.
W pewnej chwili dostrzegła granatowy dres pani od wychowania fizycznego.
Podeszła do niej, dygnęła i powiedziała najmilszym głosem, na jaki
mogła się zdobyć:
- Proszę pani, zdarzyło mi się nieszczęście. Mieszkamy z bratem w
jednym pokoju. Mamy na drzwiach przyczepione nasze plany lekcji. Dzisiaj
rano zamiast na swój plan, spojrzałam na jego i zapomniałam kostiumu.
Bardzo przepraszam. Nigdy się to nie powtórzy.
Nauczycielka spojrzała na spuszczoną głowę zmartwionej dziewczynki.
- Dobrze. Tym razem ci daruję, ale od razu po powrocie ze szkoły zdejmij
swój plan lekcji i powieś w innym miejscu, żeby nie zdarzały ci się
już takie pomyłki.
Marysia podziękowała, jeszcze raz przeprosiła i zadowolona z siebie
odeszła do swoich koleżanek. W połowie drogi uświadomiła sobie, że
musi uprzedzić Wojtka. Pani zna go z młodszych klas i mogłaby na przykład
porozmawiać z nim dzisiaj, co byłoby dla dziewczynki bardzo
niebezpieczne. Pobiegła więc na pierwsze piętro w poszukiwaniu szóstej
"A". Znalazła brata w grupce kolegów. Odciągnęła go na
chwilę na bok i powiedziała szeptem:
- Nie wygadaj się czasem przed gimnastyczką, że każde z nas ma osobny
pokój.
- Dlaczego? Co ci nagle przyszło do głowy?
- Zapomniałam kostiumu i powiedziałam pani, że mieszkamy w jednym
pokoju a przez pomyłkę spojrzałam na twój plan. Nie dostanę dwójki.
- Jak mogłaś tak zrobić?
- A co to takiego?
- Przecież skłamałaś.
- E tam, to drobiazg.
Dziewczynka zostawiła zagniewanego Wojtka i poszła beztrosko do sali.
Wszystkie dzieci były już przygotowane do lekcji. Tomek z Andrzejem
robili przysiady, bo założyli się, który z nich wykona więcej.
- I co? - zapytała niecierpliwie Ewa.
- Wszystko w porządku - odpowiedziała Marysia z dumą.
- Jak to zrobiłaś? - dopytywała się Asia.
- Przeprosiłam panią. Powiedziałam, że więcej się to
nie powtórzy - mówiła dziewczynka nie wspominając ani słowa o swoim
wybiegu z planem lekcji.
- Ale ci się udało.
|
|
- Ktoś już kiedyś tak się tłumaczył i nic mu nie wyszło.
- Miałaś szczęście.
- Pewnie pani miała dobry humor.
Na lekcji było przyjemnie i wesoło. Marysia zdjęła fartuszek i ćwiczyła
razem z dziećmi, choć przeszkadzała jej trochę za ciasna spódniczka.
Szybko zapomniała o swojej przygodzie. Wróciła do domu podśpiewując.
Była zadowolona, gdyż na następny dzień miała bardzo mało lekcji do
odrobienia, a pojutrze była wolna sobota. Chciała szybko rozwiązać
zadania, a potem pobawić się lalką, dla której dostała niedawno cały
zestaw nowych ubranek.
- Dzień dobry, mamusiu - powiedziała obejmując mamę mocno za szyję.
- Jak upłynął ci dzień? - zapytała mama.
- Wszystko było bardzo dobrze.
- Nie mieliście żadnej klasówki?
- Na szczęście nie. Chyba wszystkie klasówki mamy już poza sobą.
Teraz jeszcze poprawiają się słabi uczniowie.
- Koniec roku już niedługo. Jak szybko minął.
Mama kończyła smażyć kotlety. Ziemniaki bulgotały na gazie. Na
talerzu zieleniła się przyprawiona smakowicie sałata. Po chwili
domownicy zebrali się przy stole. Nie było jeszcze taty, który wciąż
brał jakieś dodatkowe prace. Pomodlili się i zaczęli jeść obiad.
Marysia opowiadała o recytacjach, które ich klasa przygotowuje na zakończenie
roku. Wojtek nie odzywał się wcale i miał bardzo poważną minę. Mama
patrzyła na niego z niepokojem. - Czy masz jakieś zmartwienie? - spytała
w końcu.
- Tak - odpowiedział cicho chłopiec.
- Czy dostałeś zły stopień?
- Nie, w szkole wszystko jest w porządku.
- To co się stało?
Wojtek siedział ze spuszczoną głową. Mieszał łyżką w talerzu. Miał
zaciśnięte usta. W końcu spojrzał na mamusię i wypalił:
- Nasza Marysia kłamie.
- Ja?!!! - wykrzyknęła dziewczynka ze zdziwieniem i aż podskoczyła na
krześle.
- A co robiłaś przed gimnastyką? - przypomniał jej chłopiec.
- Skarżypyta! - wycedziła siostra przez zęby. Mama wysłuchała relacji
o całym zdarzeniu i powiedziała, że to jest poważna sprawa.
Dziewczynka broniła się ciskając raz po raz złe spojrzenia na brata,
który był bardzo przygnębiony.
- Wojtuś nie jest w tym przypadku skarżypytą. Martwi się o ciebie, bo
źle postępujesz - powiedziała mama.
- Niech się zajmuje swoimi sprawami!
- Jest twoim starszym bratem i czuje się za ciebie odpowiedzialny.
Marysia wstała gwałtownie od stołu i pobiegła do swojego pokoju płacząc.
W mieszkaniu zapanowała bardzo ciężka atmosfera. Mama jadła w
milczeniu. Powiedziała, że Wojtek musi też skończyć obiad. Kilka razy
spoglądała w kierunku drzwi. Może myślała, że córka przyjdzie do
kuchni i przeprosi ich za swoje zachowanie, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Może lepiej było nic nie mówić - zawahał się zmartwiony Wojtek.
- Co też ty mówisz! - zaprotestowała gwałtownie mama. Chciałbyś, aby
twoja siostra utwierdzała się w złu. Ona to potraktowała zupełnie
niefrasobliwie, jakby nic nie rozumiała. - Chodźmy do niej - postanowiła.
Marysia leżała na tapczanie z twarzą wtuloną w poduszkę. Widać było,
że jest rozżalona i obrażona na cały świat. Nawet się nie poruszyła,
gdy mama i brat stanęli przy niej.
Mama milczała przez chwilę, czekając na jakąś reakcję, a potem
powiedziała, że jest jej bardzo przykro, gdyż jedno z dzieci zupełnie
nie potrafi ocenić swojego postępowania.
- Pomódlmy się, aby u naszej Marysi obudziło się sumienie -
zaproponowała Wojtkowi.
Spojrzała na obraz Matki Bożej, który wisiał nad tapczanem dziewczynki
i prosiła, aby Ona pozwoliła zrozumieć jej córce, jak wielkim złem
jest każdy grzech, nawet najmniejsze kłamstwo, jak bardzo rani on serce
każdej matki, a w sposób niewyobrażalnie większy serce Matki
Niebieskiej.
Marysia oderwała głowę od poduszki. Wahała się przez chwilę. Potem
wstała i przytuliła się do mamy.
- Przepraszam, już więcej nie będę kłamać - powiedziała cichutko
|