Zagubiona Gwiazda

Gwiazdy są ciekawe: o tym wszyscy wiedzą. Ich przeznaczeniem jest patrzenie. Naturalnie, z biegiem czasu zaostrza się ich ciekawość. W końcu nie mają nic innego do roboty. Właśnie ciekawość spłatała figla młodziutkiej gwieździe.
Była to gwiazda tak mała, że z trudem zauważała coś w wielkim ruchu na Mlecznej Drodze. Dlatego często wychylała się poza małą orbitę.

I tak to się zdarzyło.

Zaciekawiona ruchami dwóch komet, które prawie że weszły w kolizję, raz zbyt silnie pociągnęła niewidoczną gumkę orbity.

Natychmiast została pochwycona przez przyciąganie wielkiego słońca, które ją odrzuciło o tysiąc lat świetlnych, potrąciła orbitę innej gwiazdy i jak piłeczka zaczęła odbijać się o planety i roje meteorytów. Podróżując z taką prędkością, biedna gwiazdka zostawiała za sobą różnokolorową smugę. Był to ogon pięknego, ale dramatycznego dla gwiazdy światła.

Traciła całą materię, z której była stworzona. Osiągnęła śmieszne wymiary i prawie zupełnie wyczerpała swe siły, gdy weszła w zasięg przyciągania pewnej planety, dość małej, ale ładniutkiej i zamieszkałej przez dość sympatyczne stworzenia. I tak gwiazda, wielkości zaledwie pomarańczy, znalazła się na ziemi.

Dywan miękkiego zimowego puchu złagodził uderzenie. Bieg gwiazdy skończył się w lesie, u stóp wysokiego świerku. Dzik, który rył w pobliżu, szperając pyskiem i kłami pod liśćmi, i wśród korzeni, wpadł na gwiazdę, która desperacko świeciła. Sądził, że to coś do zjedzenia i spróbował ją ugryźć. Ale naturalnie gwizd nie można zjadać. Oburzony odwrócił się, i tylnymi nogami zakopał gwiazdę suchymi gałęziami i śniegiem.

Gwiazda mogła istnieć tylko wtedy, gdy świeciła pełnym blaskiem. Ponieważ jej światło nie mogło przebić się przez stertę gałęzi i gruby, puchowy śnieg, poczuła, że umiera.

Przechodziła tamtędy drepcząc cichutko pewna kobieta, zbierająca chrust na opał. Szperała w śniegu długim kijem, kiedy to
Zauważyła gwiazdę. Zbliżyła się do niej cicho. Rękoma delikatnie odrzuciła miękki śnieg. Wyciągnięta spod ciężaru gałęzi i śniegu, gwiazda rozbłysła się całym swym światłem.

"Och!" - zawołała kobieta - "zaniosę ją do mego domu, aby oświetlała drogę memu mężowi, gdy powraca z pracy i moim dzieciom, gdy wracają ze szkoły".

Zapomniawszy o zbieraniu chrustu, kobieta wzięła w rękę małą gwiazdę i pełna radości wróciła do domu.

Po przyjściu do domu, umieściła gwiazdę na parapecie okna. Pod wieczór mąż tej kobiety, wracając do domu, zdumiał się jasnym światłem, które przywitało go na progu domu.

"Co się tak świeci?" - spytał mężczyzna.

Kobieta opowiedziała mu, co się wydarzyło.

"To z pewnością cenna rzecz" - powiedział mężczyzna.

- "Sprzedajmy ją komuś" - zaproponował.
Światło gwiazdy trochę przygasło.

"Nie!" - powiedziała kobieta. - "Umieścimy ją przed domem, by wszystkim oświecała drogę". Na te słowa gwiazda rozbłysła się z wielką siłą.

Ale zwyciężyła propozycja mężczyzny. Następnego dnia gwiazda została starannie zapakowana w gruby, brązowy papier, obwiązana sznurkiem i zaniesiona do miasta. Mężczyzna wszedł do najbardziej luksusowego sklepu jubilerskiego i zawołał właściciela. Położył paczkę na stole i gdy ją otworzył, ciepłe światło gwiazdy zalało sklep: perły, diamenty wydawały się przygaszone w jej obecności.

Z błyskiem chciwości w oczach, właściciel sklepu zawołał: "Mógłbym podzielić ją na kawałki i zrobić tyle klejnotów... To warte jest setki mili...". Nie dokończył zdania. Gwiazda zaczęła umierać. Jej blask zmienił się w siną szarość.

"Ale co to? To jakiś żart?" - wykrzyknął
złotnik rozzłoszczony. "Ja nie mam czasu na takie sprawy! Proszę wyjść i zabrać to sobie!".

Biedny mężczyzna zawinął gwiazdę w papier i wyszedł zmartwiony.

Była to Wigilia Bożego Narodzenia i ulice miasta były zatłoczone. Człowiek nie wiedział, jak wyładować całe swoje rozczarowanie i zły humor. Sapiąc przeskoczył przez dywanik, rozpostarty na chodniku, na którym kilku chłopców rozłożyło rozmaite przedmioty z napisem: "Sprzedaż na cele dobroczynne - na wigilię dla biednych z parafii św. Nazario".

Mężczyzna zrobił kilka kroków, gniotąc papier, potem zatrzymał się jakby pod wpływem nagłej myśli i powrócił. Zatrzymał się przed trzema chłopcami, którzy zajmowali się sprzedażą dobroczynną i niezgrabnie podał paczkę.

"Sprzedajcie i to" - i oddalił się.

Zdumieni chłopcy otworzyli paczkę. Światło gwiazdy oślepiło ich. Było to światło złociste, pulsujące, rozgrzewające serce. Chłopcy poczuli się owładnięci sympatią do małej gwiazdy, która chciała żyć i błyszczeć dla kogoś.

"Jest piękna!" - zawołali chórem z szacunkiem i uwielbieniem.

"Nie możemy jej sprzedać" - powiedział jeden z nich.

"Umieścimy ją w wieży znajdującej się nad bramą kościoła..." - zasugerowała mała blondynka w czerwonym szaliku.

"Słusznie. Dzisiaj w nocy świecić będzie tym, którzy pójdą na Pasterkę" - stwierdził trzeci.

Zapomniawszy o sprzedaży na cele dobroczynne, chłopcy pobiegli do kościoła.

I tak w noc wigilijną, mała zagubiona gwiazdka odnalazła sens swego istnienia.

I była szczęśliwa, że o północy plac przed kościołem był oświetlony, jak w południe.

GŁOS ŚW. JANA CHRZCICIELA

CZASOPISMO PARAFII ŚW. JANA CHRZCICIELA I ŚW. KAMILA

Adres Redakcji: Parafia św. Jana Chrzciciela i św. Kamila, ul. Bytomska 22, 42-606 Tarnowskie Góry

Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk w całości lub częściach tylko za zgodą Autorów.


Poprednia stronaPowrót do menu