I po co jest cierpienie?...
dokończenie ze str. 3
Zawodny jest każdy człowiek i każdy człowiek jest kłamcą.
Jeden jest tylko Pan, który powiedział do mnie słowo i nigdy mnie nie okłamał.
I tak mi bardzo jest potrzeba Jego powiedzenia w kościele w Tarnowskich Górach: Nie płacz.
Ale można nie płakać?
Wstań! Weź łoże i idź do domu.
Nie mam siły! Nie mam wiary.
Chcę wam wszystkim dziękować.
Najpierw tym, którzy stajecie się lepsi, przy łóżku, przy wózku chorego.
Podziwiam was. Naśladować też nie umiem.
I dziwię się, skąd Pan Bóg daje tyle siły i tyle łaski tym, którzy mają takie wielkie serce.
Podziwiam młodych ludzi, piękne dziewczyny, które idą w pielgrzymce z Warszawy dla Niepełnosprawnych.
Wychodzę im na spotkanie.
A chłop na wózku, przeszło 100 kilo, a ona go przewija, obmywa, jak niemowlę.
Dziecko! Skąd ty masz tyle siły?!
Chyba powinna powiedzieć, tak jak Matka Teresa:
Matko ja bym tego za 1000 dolarów nie robił.
Ja też bym nie robiła, tylko ty dziecko nie masz wiary. A ja to robię, ze względu na Chrystusa.
Jest w tym powołaniu do cierpienia, jest jedna... jest jedno wielkie zadanie, aby każdy z was spełnił.
Nie musicie budować wieżowców.
Nie musicie dokonywać wielkich wyczynów na igrzyskach.
Nie musicie koncertami zachwycać innych.
Macie wielką rzecz: ciebie to Pan Jezus wysłucha, tobie to Pan Jezus nie odmówi.
Więc módlcie się za nas, bo ten świat chodzi w ciemności.
Odrzuciliśmy to co jest nauką Chrystusa.
Dziś nikt nie mówi o miłości do chorego, do człowieka. Tylko wszyscy mówimy o pieniądzach.
Nawet chłopi zwariowali. Biedni są oni, bo mój tata mieszkał na wsi, i brat ma biedę,
no ale też przestali się modlić:
chleba naszego powszedniego, daj nam dzisiaj...
Zapomnieli o tym, że Bóg jest ich Ojcem.
Wspominam dlatego mojego chłopa - dziadka, którego kochałem. Miał on mi dużo do opowiadania.
Przeżył trzy wojny: japońską, bolszewicką, pierwszą światową. Miał co opowiadać. Ale za co innego go kochałem.
Na szóstym roku w seminarium, zwolnili nas na wigilię, na święta do domu.
Wigilia była taka jak w domu. Tata czytał Ewangelię, dziadek brał opłatek, składał nam
wszystkim życzenia, my jemu i łamaliśmy się opłatkiem. Ale w tym roku powiedział rzecz, która nas zmroziła:
Dzieci moje, to już moja ostatnia z wami wigilia.
Smutna była ta wigilia.
A kiedyśmy odchodzili na Pasterkę wszedłem do pokoiku dziadka, dziadek siedział na krześle, nie poszedł spać.
Dziadziuś, chciałem ci powiedzieć dobranoc. Za kogo ty się tak długo
modlisz?
|
|
Trzymał w ręku różaniec. Paciorki różańca były wytarte do białości.
Jego palce były wyschnięte.
Dziadziuś, za kogo ty się tak długo modlisz?
Najpierw dziecko to za ciebie, potem za nich wszystkich.
Wierzę, że mój dziadziuś jest w niebie.
Ale gdyby go dzisiaj ktoś zapytał i gdyby zapytał kogoś z was: za kogo ty się tak długo
modlisz?
Chciałbym usłyszeć: najpierw to za ciebie, a potem za was
wszystkich.
Dam wam Komunię Świętą, abyście byli mocni. Lubię udzielać Komunii Świętej.
I tej Pierwszej i tych ostatnich. A jedną pamiętam bardzo.
- Wojtek co ci jest?
Stał przede mną w kolejce do Rentgena.
- Lekarze mówią, że mam wrodzoną wadę serca. Muszę się prześwietlić.
- Co ksiądz będzie robił w wakacje? - pytał.
- Wojtek, co ty się martwisz? Do wakacji jeszcze kawał drogi.
- Tak. Dziś albo jutro przyjdzie mi to lekarstwo ze Szwajcarii.
- Wojtek, a do mnie codziennie przychodzi ksiądz.
Chcesz, żebym podzielił się z tobą Komunią Świętą?
- Tak, ale to się trzeba spowiadać...
A jednak w nocy przyszedł tata po raz drugi i prosił: niech ksiądz przyjdzie do niego, on czegoś chce.
Był słabiutki, tracił przytomność.
- Daleko jeszcze jest do rana, żeby ten ksiądz już przyniósł Komunię Świętą?
Wtedy nie było w szpitalu kaplicy.
Ksiądz Stefan przyniósł bardzo szybko.
Wojtek był dobrym chłopcem. Przyjął Komunię Świętą. Zasypiał.
Pani doktor Zalewska, rodzice, siostra Małgosia, ja... Klęczeliśmy przy Wojtku.
- Ksiądz przyjedzie do mnie w wakacje?
- Tak, Wojtku, przyjadę.
Rano przyszła pani doktor powiedzieć: Wojtek nie żyje.
Jadę do Tarnowskich Gór.
Spotykam tyle ludzi dobrych.
A ja obiecałem Wojtkowi, ze przyjadę na Mazury, na wakacje.
Trzeba się tam kiedyś wybrać.
Już czas.
Tylko gdyby mnie do nieba wpuścić nie chcieli, to powiem: tam jest Wojtek, z którym podzieliłem się Komunią Świętą;
to powiem: przecież ja byłem w Tarnowskich Górach, tam udzielałem namaszczenia i umocnienia
chorym.
Wielce czcigodni Bracia Kapłani, lekarze i pielęgniarki, wszystkie moje anioły w białych fartuchach,
co posługujecie chorym, moje Weroniki i moje Szymony, dźwigające krzyże.
Pytam was wszystkich obecnych w kościele.
Wstańcie proszę, kto może, i powiedzcie mi prawdę, wobec Matki Boskiej Uzdrowienie Chorych,
wobec Świętego Ojca Kamila:
Czy wy jeszcze wierzycie w Boga Ojca Wszechmogącego,
Stworzyciela nieba i ziemi?.... lud odpowiada: Wierzymy...
Bogu niech będą dzięki. I za to Was kocham.
Bp. Józef Zawitkowski - Ks. Tymoteusz
|