ZACZAROWANE KAMYCZKI
czyli podróż po Starym i Nowym Testamencie
Odcinek 8 - Błogosławieni...


- Rzeczywiście, tylko on jest starszy. Nawet bródkę ma taką samą. Zdumiewające podobieństwo.

- Tak dziwnie mówi pan po polsku.

- Bo do niedawna mieszkałem w Stanach Zjednoczonych. Przyjechałem kiedyś na wakacje do Polski, zakochałem się w Tatrach i zostałem.

- Czym się pan zajmuje?

- Mam firmę budującą wyciągi narciarskie. A skąd wy jesteście?

- My? Z Zabrza - odpowiedziała Magda.

- Coś podobnego!? Ja jutro wybieram się do Zabrza. Mieszka tam emerytowany budowniczy wyciągów narciarskich. Wspaniały fachowiec. Chcę go prosić, by pomógł mi rozwiązać pewien problem techniczny. Gorąco polecono mi go. Nazywa się Stanisław Bilski.

- To przecież nasz sąsiad, ten z fotografii - ucieszył się Maciek.

- Ojej, ale się zasiedzieliśmy. Musimy już iść. Do widzenia - zbyt szybko powiedziała Magda.

Dzieci przeniosły się do domu. Nikt oczywiście nie zauważył ich zniknięcia. Poprosiły pana Stasia, by poszedł do ich pokoju i razem z nimi pomodlił się o odnalezienie syna. Podczas modlitwy trzymały go pod ręce i dzięki kamyczkom w trójkę znaleźli się wśród tłumu ludzi. Przed nimi na górze stał Pan Jezus i mówił "Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni..."

Dzieci postanowiły znów być we własnym pokoju. Pan Stasiu pocierał dłonią czoło: - Miałem wrażenie, że słyszę i widzę Pana Jezusa. Oszołomiony postanowił pójść do domu. Następnego dnia po południu wszystkich poderwał alarmujący dzwonek do drzwi. Razem pobiegli i otworzyli je. W progu stał pan Stasiu i pan poznany w Zakopanym. Obejmowali się i płakali. Pan Stasiu przez łzy wyszeptał: - Kochani, odnalazłem syna! Sam do mnie przyjechał!

c.d.n.
Nela Sobocińska

Mama wbiegła do pokoju Magdy i Maćka.

- Dzieciaki, jestem! Zdałam na piątkę egzamin z kursu komputerowego! Teraz będę miała więcej czasu dla was!

- To dobrze - ucieszył się Maciek - będziesz już umiała pobawić się ze mną w gry komputerowe.

- Pobawię się, ale chciałabym też przekazać ci całą moją wiedzę zdobytą na kursie.

- Świetnie - włączyła się do rozmowy Magda. Mnie też możesz tego nauczyć, ale najpierw pomóż nam rozwiązać jeden problem.

- Zamieniam się w słuch. Opowiadaj! - spoważniała mama.

- Otóż postanowiliśmy zająć się naszym sąsiadem, panem Stasiem. Jest taki smutny i taki samotny. Od pewnego czasu próbujemy z nim porozmawiać gdy spotykamy go na ulicy, ale on tylko popatrzy na nas i odchodzi. Wczoraj zapukaliśmy do niego z zapytaniem, czy zechciałby z nami zamienić parę słów, ale odpowiedział, że nie i zamknął drzwi. Już nie wiemy co robić.

- Mam pomysł! - roześmiała się mama. Zrobimy przyjęcie. Przygotujcie stół. Ciasto jest w kuchni. Ja biegnę zaprosić pana Stasia na oblewanie mojego egzaminu.

I rzeczywiście wybiegła, ale zatrzymała się w połowie drogi.

- Dzieci, jak to jest, że wy dostrzegłyście jego samotność, a nie ja? Tak przywykłam do jego smutku, taki mi się wydawał oczywisty...

Przytuliła dzieci. Wyszła. Po chwili wróciła z panem Stasiem. Siadł za stołem bardzo onieśmielony.

- Ach, to pani dzieci tak mnie ostatnio nachodziły. Myślałem, że chcą mi dokuczać.

- Ależ skąd! My pana bardzo lubimy - zawołał Maciek i na potwierdzenie tych słów wgramolił się mu na kolana i zaczął głaskać jego siwą, ładnie przystrzyżoną bródkę. Kropka przyprowadziła wszystkie swoje dzieci, które natychmiast dobrały się do sznurówek pana Stasia i w mig się z nimi rozprawiły.

Magda myląc się ciągle z wrażenia dała popis gry fortepianowej. Mama bez przerwy nakładała nowe porcje ciasta na talerzyki i dolewała herbaty.

- Jak tu u was miło, tak rodzinnie - ze smutkiem w głosie stwierdził sąsiad.

- To zrobimy sobie rodzinne zdjęcia - ucieszony Maciek sięgnął do szafki po polaroid i w parę minut później wszyscy przy stole mieli w rękach fotografie. Pan Staś zapatrzony w zdjęcie zaczął cicho opowiadać.

- Trwała wojna. Miałem żonę, 3-letnią córkę i 5-letniego syna. Żona wyszła z dziećmi do sklepu. Ja zostałem w domu - byłem chory. Po chwili usłyszałem okropną strzelaninę. Gdy ustała, wybiegłem szukać rodziny. Żona i córka... one... już nie mogły wrócić do domu. Ciała syna nie znalazłem. Szukałem potem syna przez Czerwony Krzyż. Wiele lat. Ciągle wierzę, że go odnajdę. Modlę się o to. Pozostała mi tylko nadzieja i modlitwa. Dziś miałby 57 lat. Syn. Czesiek.

Ciszę, jaka zapanowała przy stole przerwała Magda.

- Pomożemy Panu go odnaleźć. Dzieci już trzymały wyjęte z kieszeni kamyczki, już wypowiadały życzenie, by znaleźć się koło syna pana Stasia. Rozejrzały się i rozpoznały Zakopane. Siedziały na ławce obok jakiegoś pana z bródką.

- Ale jest pan podobny do naszego sąsiada - wykrzyknęły razem i na dowód pokazały zdjęcie pana Stasia.


GŁOS ŚW. JANA CHRZCICIELA

CZASOPISMO PARAFII ŚW. JANA CHRZCICIELA I ŚW. KAMILA

Adres Redakcji: Parafia św. Jana Chrzciciela i św. Kamila, ul. Bytomska 22, 42-606 Tarnowskie Góry

Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk w całości lub częściach tylko za zgodą Autorów.

Poprednia stronaPowrót do menu