Kącik
Rodzinny
"Boże! zdejm z mego serca
jaskółczy niepokój..." (J. Słowacki)
Urlop
minął niepostrzeżenie. Dzieci wróciły do szkoły, Ty - do swojej
pracy. Teraz wychodzisz wcześnie rano pachnący, elegancki. Jeszcze zdążysz
cichutko otworzyć pokój dzieci, pożegnalny uśmiech, potem muśnięcie
wargami mojej skroni i ... przepadasz na cały dzień.
Nie staram się myśleć. Budzę
dzieci, szykuję śniadanie; jeszcze przypomnieć Oli o atlasie, Wojtkowi
o mozolnie klejonych wczoraj bryłach geometrycznych i ... możemy zasiąść
do stołu. Ola wolno, z nabożeństwem żuje kanapkę, nie lubi rano jeść.
Ponaglam ją uśmiechem. Wojtek odwrotnie - pochłania niemal w całości
kromkę, popija herbatą i ... zdąża jeszcze rozsnuć przed nami wizję
zwycięskiego meczu, który dopiero rozegrany będzie po południu.
W progu, ostatnie ufne
spojrzenie, znak krzyża na czołach i w biegu okrzyk: "Do zobaczenia
mamusiu!" Jeszcze słyszę oddalający się stukot kroków dzieci i... cisza.
Teraz mogę usiąść i odtworzyć
krótki, lecz jakże brzemienny w na pozór błahe wydarzenia okres od
naszego szczęśliwego urlopu.
Brakuje nam Ciebie. Wracasz, gdy
dzieci już śpią, wychodzisz, gdy jeszcze śpią. Jesteś zmęczony,
czasem podchmielony - "Wiesz, te trudne rozmowy ze sponsorami" -
mówisz. Moje próby rozmowy z Tobą zbywasz ziewaniem lub grzecznym acz
stanowczym: "Jestem wykończony!" Parę razy przemknąłeś
obok, naszym eleganckim samochodem z młodziutką, uśmiechniętą
sekretarką. To fakt, świetnie zarabiasz. Starcza na wszystko. W
niedziele bywasz roztargniony, wspólne śniadania spożywamy w milczeniu.
Coraz rzadziej razem idziemy na Mszę św. Częściej teraz przyjmujesz
zagraniczne delegacje więc musisz być w formie. Kilkakrotnie obiecywałeś,
że porozmawiamy o nas, o dzieciach. Nic z tego. Wyczułam fałsz w tłumaczeniach
o braku czasu. Po prostu nie chcesz, coś Cię gnębi, a może gubi?
Oboje jesteśmy nieszczerzy,
zwolna tracimy z sobą kontakt. Ja - dumna, urażona Twoim chłodem
"kura domowa", Ty - rzutki, inteligentny "producent"
pieniędzy. Udajemy przed sobą, przed dziećmi. Kim jesteśmy? -
pytam. Rodziną na niby, z bogatą fasadą dobrobytu? Jak długo jeszcze
Ola i Wojtek będą wierzyć w to, że nie widują tatusia, bo to dla
nich, dla szykownych ubrań, komputera, drogich lekcji angielskiego?
Zauważyłeś, że dzieci od Ciebie, oprócz pieniędzy, niczego nie chcą?
Gdybyś chciał uwierzyć, że
odchodząc od Boga odchodzisz od nas i pogłębiasz swoją i naszą
samotność?!
Porozmawiajmy! Nim będzie zbyt późno
- porozmawiajmy! Porozma...!!!
ALICJA |
|
Niektórzy lubią poezję...
ŚPIESZMY SIĘ
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą zostaną
po nich buty i telefon głuchy tylko to co nieważne jak krowa się
wlecze potem cisza normalna więc całkiem nieznośna jak czystość
urodzona najprościej z rozpaczy kiedy myślimy o kimś zostając bez
niego. Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna zabiera nam wrażliwość
tak jak każde szczęście przychodzi jednocześnie jak patos i humor jak
dwie namiętności wciąż słabsze od jednej tak szybko stąd odchodzą
jak drozd milkną w lipcu jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon żeby
widzieć naprawdę zamykają oczy chociaż większym ryzykiem rodzić się
niż umrzeć kochamy wciąż za mało i stale za późno. Nie pisz o tym
zbyt często lecz pisz raz na zawsze a będziesz tak jak delfin łagodny i
mocny. Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą i ci co nie odchodzą
nie zawsze powrócą i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości czy pierwsza
jest ostatnią czy ostatnia pierwszą.
Jan Twardowski
Listopad. Uroczystość Wszystkich Świętych.
Zaduszki. Krótkie dni, wczesne zmierzchy, jesienne szarugi kierują nasze
myśli w stronę refleksji o życiu, o przemijaniu, o śmierci.
Na co dzień uciekamy od takich przemyśleń, ale
cmentarze, które odwiedzamy w tym czasie, są miejscami szczególnymi. To
pejzaże przeszłości, które w szczególnie intensywny sposób uzmysławiają
kruchość istnienia, bezbronność wobec upływającego czasu i bezsilność
wobec Losu, który bezpowrotnie zabiera naszych Najukochańszych.
Myślenie o śmierci, jako fakcie zamykającym czas ciała,
jest trudne, złożone z bólu i cierpienia, ale - jak każda próba
dotknięcia Tajemnicy - poszerza duszę i przyspiesza wewnętrzne
dojrzewanie. "Pytanie o śmierć jest zawsze pytaniem o życie.
Szacunek wobec śmierci jest szacunkiem wobec żywego człowieka"
(Michał Komar) I nie chodzi tu o zjawisko nazywane przez prof. Marię
Szyszkowską mogilnictwem, polegające na docenianiu człowieka i
wychwalaniu jego zasług dopiero po śmierci.
Wiersz mądrego, sędziwego poety księdza Jana
Twardowskiego, dedykowany Annie Kamieńskiej, przekazuje prawdę prostą i
oczywistą, ale tak bardzo zapominaną: że trzeba się śpieszyć z
okazywaniem miłości, bo bliscy odchodzą nagle, bez uprzedzenia, w pół
słowa, w pół oddechu. I zawsze za szybko.
Pozornie każdy z nas ma świadomość konieczności śmierci
własnej i innych, a jednak często postępujemy tak, jak gdyby miała ona
dotyczyć nieokreślonej odległej przyszłości. "Kochamy wciąż za
mało i stale za późno". Powtarzamy sobie, że jeszcze mamy czas,
żeby naprawić zło, okazać przyjaźń, dać dowód przywiązania i miłości,
odkładamy na później napisanie listu, wizytę w szpitalu, podróż, bo
jesteśmy pewni, że ze wszystkim zdążymy. A przecież "pewność
niepewna", bo życie jest ciągłym rozstaniem i dzień następny może
być niepodobny do wczorajszego.
Dlatego też - jak powiada francuski pisarz Jose
Cabanis - "do osób kochanych należałoby zawsze odnosić się tak,
jakby się miało ich utracić już w chwili następnej". Warto się
tych słów nauczyć na pamięć, warto je sobie co jakiś czas powtarzać,
warto według nich postępować. Może w ten sposób uda się nam przełamać
opieszałość w okazywaniu uczuć. Dobre słowa i ciepłe, przyjazne
gesty, potrafią rozświetlić czyjeś istnienie. A to naprawdę dużo.
Aleksandra Różycka
|