- dziś z Córkami Bożej Miłości -

Dziś naszymi rozmówczyniami są Siostry: Angelika, Małgorzata i Zofia ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości, które gościliśmy 30 listopada br. w naszej parafii w ramach akcji powołaniowej. Nasza Gazeta skorzystała z okazji i zaprosiła Siostry do rozmowy.

O. Wojciech:
Dlaczego Siostry wybrały drogę życia zakonnego?

S. Małgorzata:
Zanim wybrałam życie zakonne, prawie 3 lata pracowałam w szpitalu. Tam jako pielęgniarka opiekowałam się chorymi. Pamiętam jak pewna pacjentka, widząc mnie przy pracy, któregoś dnia rzekła do mnie: "Aniołku zmieniłaś się". Najpierw nie bardzo wiedziałam, co chce przez to powiedzieć, ale później zrozumiałam, że miała na myśli moją pracę z chorymi. Od pewnego czasu bowiem rutyna i pewność siebie wkradła się w sposób wykonywania moich obowiązków. Ta kobieta swoją serdecznością i dobrocią otworzyła mi oczy. Zaczęłam wówczas zastanawiać się nad moim stosunkiem do chorych, myślałam jak im pomóc, jak dać tym ludziom schorowanym i cierpiącym więcej miłości. O Zakonie jednak nie myślałam wtedy poważnie. Zresztą na moim oddziale pracowały Siostry Zakonne, ale jakoś nie cieszyły się one sympatią personelu świeckiego. Do Zakonu natomiast trafiłam przypadkowo. Pamiętam, że pojechałam kiedyś do Krakowa z młodzieżą jako pomoc medyczna. Wtedy jeden z uczestników zaprosił nas na herbatę do swojej kuzynki, która okazała się Córką Bożej Miłości i tak później zdecydowałam się wstąpić do tego Zgromadzenia.

S. Zofia:
Moje powołanie jest ściśle związane z rodziną, w której znalazłam dobre wychowanie i prawdziwie religijną atmosferę. Dużo zawdzięczam mojej babci, która od początku uczyła mnie miłości do Boga i szacunku do spraw wiary. O Zakonach jednak nic nie wiedziałam. Pochodzę bowiem z wioski. Pamiętam, że w III klasie szkoły podstawowej na lekcji religii tuż przed wakacjami, żegnał się z nami nasz ksiądz katecheta. Opuszczał on naszą parafię, ze względu na stan zdrowia. Na pożegnanie powiedział do nas: "Drogie dzieci, kto mnie zastąpi w mojej pracy?" Wtedy kilku chłopców podniosło rękę do góry mówiąc, że w przyszłości pójdą na księży. Pamiętam, że i ja wtedy też zapragnęłam zastąpić naszego księdza w pracy, ale jako dziewczynka nie mogłam zostać księdzem. Później trafiłam do Ruchu Oazowego. W drugiej klasie szkoły średniej przyszła wielka miłość, wzdychanie do księżyca, pisanie listów i wierszy. Wtedy poczułam, że we mnie toczy się jakaś walka. Z jednej strony przychodziła mi myśl o małżeństwie i założeniu rodziny, z drugiej natomiast zauważyłam, że Bóg się czegoś ode mnie domaga. Czekałam więc, co okaże się silniejsze. Zwyciężył Bóg.

S. Angelika:
Od najmłodszych lat marzyłam o przygodach i dalekich krajach. Interesowałam się kulturą i środowiskiem ludów zamieszkujących różne kontynenty. Kiedyś przeczytałam książkę o pracy misjonarzy wśród trędowatych. Ta książka bardzo mnie zainteresowała. Chociaż nie myślałam wtedy o Zakonie, to jednak, pragnienie poświęcenia się pracy misyjnej towarzyszyło mi przez całą szkolę średnią. Po zdaniu matury, idąc w kierunku moich zainteresowań, wybrałam życie zakonne.

O. Wojciech:
Powiedzcie, Drogie Siostry, dlaczego wybrałyście właśnie Córki Bożej Miłości?

S. Zofia:
Mnie się podobała przede wszystkim nazwa Zgromadzenia, a szczególnie słowo "Córka". W tym słowie zawiera się wielka tajemnica, w której my ludzie możemy Boga nazywać swoim Ojcem. Będąc w Zgromadzeniu dowiedziałam się, że Serce Boże, to nasz główny Patron. To Boże Serce nosimy wyryte na pierścionkach, które otrzymujemy w dniu ślubów wieczystych. Cieszę się, że mogę nosić taki pierścionek i mówić o Bogu, który jest Miłością.

S. Małgorzata:
Wstępując do Córek Bożej Miłości, miałam za sobą kilka lat pracy w szpitalu. Poznałam więc twarde i niełatwe życie w "świecie". Jako pielęgniarka musiałam najpierw pokonać własną rutynę zawodową, znosić kaprysy ordynatora, który był ateistą, Oddziałową z Kościoła Narodowego i bardzo trudnych pacjentów na Oddziale Neurochirurgii. Nie chciałam być jednak taką samą jak otoczenie. Pragnęłam w swoim życiu zrobić coś więcej dla bliźnich. Chciałam nie tyle pracować, co poświęcić się chorym i cierpiącym. Bóg więc rozkochał mnie w swojej Miłości.

S. Angelika:
Drogę do Córek Bożej Miłości, wskazał mi pewien kapłan, któremu zwierzyłam się z moich zamiarów. Dziś cieszę się, że jestem w Zakonie, w którym mogę uczyć się życia Bożą Miłością.

O. Wojciech:
Czym się Siostry zajmują na co dzień?

S. Angelika:
Obecnie przygotowuję się do wyjazdu na misje do Ugandy, gdzie będę pracować w Międzynarodowej Misji Córek Bożej Miłości w wiosce Rushooka. Na razie uczę się języka angielskiego i czeka mnie wyjazd do Anglii.

S. Małgorzata:
Na co dzień pracuję jako pielęgniarka w Domu Małego Dziecka w Jastrzębiu Zdroju. Opiekujemy się tu dziećmi z wodogłowiem, z porażeniem mózgowym, z zespołem Downa, a od pewnego czasu kierowane są do naszego Ośrodka dzieci bite i maltretowane przez swoich rodziców, z poważnymi uszkodzeniami fizycznymi.

S. Zofia:
Ja natomiast pracuję w duszpasterstwie powołaniowym naszego Zgromadzenia. Opiekuję się młodzieżą, która przeżywa różne problemy i poszukuje własnej drogi powołania. Jako Referent Powołaniowy organizuję spotkania modlitewne, dni skupienia oraz rekolekcje powołaniowe, na które serdecznie zapraszam dziewczęta z Waszej parafii.

O. Wojciech:
Jak wygląda apostolstwo Sióstr, Córek Bożej Miłości?

S. Małgorzata:
Nasza Założycielka Franciszka Lechner rozesłała nas do pracy wśród dzieci i młodzieży. Sama zakładała gimnazja, szkoły i przedszkola. W Polsce do II wojny światowej prowadziłyśmy dwa gimnazja w Bielsku Białej i Krakowie. Po wojnie nie oddano nam tych szkół. Podjęliśmy więc pracę przy parafiach i w Domach dla Dzieci Specjalnej Troski. Obecnie możemy wracać do naszego pierwotnego charyzmatu. Dlatego też dziś prowadzimy własne przedszkola, bursy dla studentek i katechizację w szkołach publicznych. Otaczamy jednak szczególną troską młodzież, świadcząc jej różnoraką pomoc wychowawczą.

ciąg dalszy na str. 5
Dalej

Poprednia stronaPowrót do menuNastępna strona