Dziś naszą rozmówczynią jest Pani Grażyna Przywara, na co dzień pracująca jako wychowawczyni w Internacie Podstawowej Szkoły Baletowej w Bytomiu.
M.Sz.
Jesteś absolwentką Tarnogórskiego Liceum Ogólnokształcącego im. St. Staszica. Dwa lata temu ukończyłaś studia na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, na kierunku edukacja wczesnoszkolna. Obecnie jesteś wychowawczynią w Internacie Szkoły Baletowej. Czy rzeczywiście konieczne jest, aby tyle dzieci mieszkało w internacie? Czy nie byłoby lepiej gdyby mieszkały razem z rodzicami i dojeżdżały do szkoły?
G.P.
Podstawowa Szkoła Baletowa w Bytomiu jest jedną z pięciu tego typu szkól na terenie całej Polski. Stąd też jej uczniowie niekoniecznie mieszkają w najbliższej okolicy. Uczą się tu dzieci z Krakowa, kilku miast województwa opolskiego, Gliwic, Katowic, a nawet Tamowa. Poza tym, dzieci oprócz przedmiotów ogólnokształcących, mają codziennie po 4 godz. tańca i ćwiczeń ruchowych. Byłoby na pewno lepiej, gdyby mieszkały w domach rodzinnych, ale najczęściej jest to po prostu niemożliwe. Tymczasem ważne jest, by odkryć talent dziecka i umożliwić mu szlifowanie go pod okiem mistrza, już od najmłodszych lat.
M.Sz.
W jakim wieku dzieci rozpoczynają edukację w szkole baletowej?
G.P.
I klasa szkoły baletowej jest równoległa z IV klasą szkoły podstawowej, a więc najmłodsi nasi uczniowie mają 10 lat.
M.Sz.
Przecież to jeszcze małe dzieci. Posyłając ich do Waszej szkoły, rodzice wybierają im przyszłość. Czy nie jest to czasem uszczęśliwianie dzieci na siłę?
G.P.
Z tym bywa bardzo różnie. Oczywiście, że o tym, do jakiej szkoły trafia dziecko jeszcze w tym wieku, decydują rodzice. Z pewnością zdarzają się także przypadki, że dziecko nie czuje się dobrze w takiej szkole, czy też nie nadaje się do tego rodzaju szkoły. Wówczas po piątej klasie naszej szkoły, niektóre dzieci od nas odchodzą i wtedy mogą pójść do wybranej przez siebie szkoły średniej. Większość dzieci jednak trafia do nas, ponieważ ich rodzice uważają, że będzie to lepsza od innych szkoła dla ich dziecka.
M.Sz.
Jak wyglądają egzaminy do Waszej szkoły?
G.P.
Przede wszystkim są to egzaminy sprawdzające głównie stan zdrowia dziecka, jego sprawność ruchową i predyspozycje do tańca. Dopiero w klasie V, która odpowiada VIII klasie "normalnej podstawówki" następuje egzamin będący selekcją. Dzieci przeżywają wtedy ogromny stres, gdyż rozstrzyga się ostatecznie, które z nich będą kontynuować szkołę, a które z braku talentu i powinny ją opuścić. Przeciętnie w czasie selekcji odpada prawie polowa uczniów. Szkoła kończy się maturą w klasie IX - (odpowiednik IV klasy liceum).
M.Sz.
Czy po ukończeniu tej szkoły młodzież robi karierę?
|
|
G.P.
Najzdolniejsze dzieci już w czasie szkoły są angażowane w operze czy filmie i zaczynają zarabiać. Jednostki wybitne nie mogą zostać niezauważone, ale z drugiej kariera tancerza jest bardzo krucha. Czasem wystarczy jeden nieszczęśliwy upadek i można na zawsze pożegnać się z tańcem zawodowym. Sądzę więc, że sukces w tej dziedzinie jest efektem wytężonej pracy utalentowanego tancerza, któremu przyświeca szczęśliwa gwiazda.
M.Sz.
Nie pracujesz jednak w szkole, a w internacie. Przypuszczam więc, że Twoja praca różni się od pracy nauczyciela w szkole.
G.P.
Wychowankowie w internacie spędzają praktycznie cały dzień, wyłączając zajęcia szkolne, stąd też wychowawcy mają różne zadania i obowiązki. Nie jest to praca łatwa, bo spoczywa na nas trud wychowywania dzieci, co wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Musimy bardzo uważać, by któryś z podopiecznych nie czuł się traktowany gorzej od innych; każdy chce czuć się jak w domu rodzinnym. Tymczasem przy takiej ilości wychowanków trudno jest traktować wszystkie dzieci tak, jak one tego oczekują. Przecież nie spotyka się rodzin, gdzie jest osiemnaścioro dzieci. My, wychowawcy odpowiadamy za ich rozwój zarówno psychiczny, jak i fizyczny. Jesteśmy odpowiedzialni za całokształt. Musimy zwracać uwagę na to, by dzieci o odpowiedniej porze kładły się spać, dopilnować, by dbały o higienę osobistą, odrabiały lekcje itd. Tak jak w każdej pracy z drugim człowiekiem, nikt nigdy nie jest w stanie przewidzieć, co się może wydarzyć W zakres obowiązków wychowawcy wchodzą również nocne dyżury, wtedy jest się odpowiedzialnym za bezpieczeństwo wszystkich wychowanków. Wyobraź sobie sytuację, że około północy portier informuje Cię, że właśnie odebrał telefon, iż w internacie podłożona jest bomba. Mnie się to akurat nie przydarzyło, ale potrafię sobie wyobrazić, co przeżywała moja koleżanka, która z sześćdziesięcioma wychowankami otulonymi w kołdry wędrowała w środku nocy do pobliskiej szkoły.
M.Sz.
Ilu wychowawców pracuje w Waszym internacie?
G.P.
W sumie jest nas sześciu. Do tego dochodzi dość liczny personel pomocniczy. Dzieci są podzielone na grupy. Moja najmłodsza liczy jak już wspomniałam, 18 osób. Są to uczniowie I, II i III klasy szkoły baletowej.
M.Sz.
Dzieci przebywają z dała od domu. Z rodzicami spotykają się jedynie w weekendy. Czy nie jest to szkodliwe dla ich prawidłowego rozwoju?
G.P.
Tak, jest to cena, którą płacą mali artyści za sukces i rozwój swojego talentu. Poza tym wielu rodziców nie interesuje się tym, co ich dzieci robią w internacie, jak się w nim czują. Skoro rodzice rozstają się ze swymi dziećmi na tak długi czas, to powinni oni utrzymywać ścisły kontakt z wychowawcą, po to, by wspólnie wychowywać dziecko. Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że inicjatywa, prawie zawsze wychodzi od nas.
M.Sz.
Czy chciałabyś coś przekazać naszym Czytelnikom?
G.P.
Nasuwa mi się pewna refleksja. Trzeba najpierw dobrze poznać swoje dziecko, odkryć w nim talenty i słabości, po to by pomóc mu w harmonijnym i pełnym rozwoju. Trzeba raczej otwierać nowe możliwości, niż dawać gotowe rozwiązania. Nikogo nie można uszczęśliwiać na
siłę.
M.Sz.
Dziękuję za rozmowę, życząc Tobie i wszystkim wychowawcom Internatu Szkoły Baletowej w Bytomiu samych sukcesów w pracy z przyszłymi artystami.
G.P.
Dziękuję bardzo.
Rozmawiała: Małgorzata Szubińska
|