- Niech was ręka Boska broni i zachowa
przed popełnieniem czegoś takiego, co
mogłoby przynieść wstyd rodzinie - tak zwykł
często mawiać ojciec, do Leszka i jego
rodzeństwa. Wtedy nie daruję. Połamię na
nim tą lagę w drobny mak - to mówiąc,
pokazywał na stającą w kącie starą laskę.
Dzieci wiedziały, że ojciec nigdy nie rzuca
słów na wiatr i że na pewno groźbę wykona,
gdy zajdzie potrzeba.
Chodząc często z matką do kościoła, zapragnął Leszek zostać
ministrantem.
- Namyśl się jeszcze - powiedział ojciec - bo
jak się zapiszesz, to będziesz musiał chodzić
bez względu na pogodę i na dobre, czy złe
chęci. Lepiej nie podejmować się czegoś
wcale, niż podjąć się, a nie wykonać.
Ponieważ Leszek nastawa! "ojciec wyraził
zgodę. Od tego jednak czasu osobiście budził Leszka codziennie rano, by
ten nie spóźnił się do służenia. Trwało to chyba ze dwa lata.
Zdarzyło się kiedyś, że podczas służenia wypadła Leszkowi z ręki
ampułka i rozbiła się na kawałki. Ksiądz proboszcz był
nerwowy. Skrzyczał Leszka i wygonił od ołtarza. Wracał chłopiec do
domu i nie miał
pewności, czy to co zrobił, przyniosło wstyd
rodzinie, czy nie. Ze strachem powiedział
ojcu, jak było. Ojciec wysłuchał dokładnie i
zawyrokował:
- Każdemu może się zdarzyć, że coś niechcąco wypadnie mu z ręki
i zbije się. To
nie był powód, żeby cię ksiądz wyganiał. Co
najwyżej mógł ci kazać zapłacić za zbitą
ampułkę. Ale skoro cię wygonił, to więcej
nie pójdziesz służyć.
W najbliższą niedzielę po Mszy św. zaszedł ojciec do zakrystii i
zapłacił za ampułkę, mimo ze ksiądz się wzbraniał, a gdy proboszcz
napomknął, by Leszek znów przychodził służyć, odpowiedział:
- Mój syn nie jest zabawką i musi mieć swój
honor i honor rodziny. Skoro ksiądz go
wygnał, to więcej mu nie pozwolę być
ministrantem.
Leszek nawet się z tego ucieszył, bo już mu dokuczało codzienne
ranne wstawanie. Minęło znów kilka lat. Leszek chodził już do
ostatniej klasy liceum. W międzyczasie przyszedł do parafii nowy ksiądz,
który zaczął skupiać wokół siebie całą młodzież. Pewnego dnia,
kiedy Leszek rąbał drzewo, przybiegł do niego kolega.
- Lechu, ksiądz cię woła!
- A czego chce?
- Nie wiem. Chodź to się dowiesz.
Poszedł Leszek do nowego księdza.
- Ty jesteś Leszek? - zapytał ksiądz.
-Tak.
|
|
Nie przynieś wstydu rodzinie.
Opowieść nie tytko dla dzieci. |
- Jesteś ministrantem?
- Nie. Kiedyś byłem.
- A dlaczego przestałeś być?
- Bo tamten ksiądz mnie wypędził za to, że zbiłem ampułkę.
- I co? Pogniewałeś się? Mój drogi, gdyby
Pan Bóg był taki honorowy, to by dawno
piorunami powybijał wszystkich ludzi.
Księdzu służyłeś, czy Panu Bogu? Od jutra
znowu przychodzisz służyć. Zrozumiałeś?
Leszek zapytał ojca o zdanie.
- Możesz chodzić, bo to już inny ksiądz.
Tylko żeby ci to w nauce nie przeszkodziło,
bo jak słyszę, to ten ksiądz i w piłkę gra z
ministrantami i na wycieczki z nimi jeździ.
Zaimponował młody ksiądz Leszkowi,
podobnie jak i innym chłopcom.
Nadszedł maj i czas egzaminów maturalnych. Leszek i jego koledzy pomyślnie
zdali maturę. Wtedy młody ksiądz zawołał ich wszystkich do siebie.
- Powiedzcie mi, jakie macie plany na przyszłość? Kim każdy z was
chce w życiu zostać? Zaczęli się zwierzać ze swoich
planów. Gdy skończyli ksiądz ich zapytał:
- Jak to? Żaden z was nie zamierza zostać
księdzem? To służenie do Mszy św. nie
związało was z Panem Jezusem? Ksiądz posmutniał.
- Ale być księdzem, to trudno odpowiedzieli chłopcy.
- Pewnie, że trudno. A wy chcecie rzeczy
łatwych?
- Żebyśmy mieli pewność, że będziemy
takimi jak ksiądz, to może byśmy się zdecydowali - nieśmiało odezwał
się Leszek.
|
|
- Wiem, że kilku z was ma powołanie. Ale to wy musicie zadecydować,
czy chcecie poświęcić się Bogu.
Młody kapłan odszedł,
zostawiając chłopców w rozterce.
Te słowa kapłana przemówiły do Leszka. Przez kilka dni zastanawiał
się, modlił i rozmyślał. Wreszcie postanowił zostać księdzem. Jak
zwykle zapytał ojca o zdanie.
- Masz jeszcze ponad miesiąc czasu do
namysłu - odpowiedział ojciec. Pamiętaj, że z
tej drogi nie ma powrotu. Rozważ, czy dasz
radę, czy wystarczy ci sił, bo to nie jest droga
lekka, jak się na pozór wydaje.
Przez cały miesiąc rozważał Leszek wszystkie
argumenty za i przeciw. Pod koniec miesiąca
jeszcze raz zapytał o zdanie rodziców. Matka
milczała. Ojciec zaś rzekł:
- Jeśli wszystko dobrze przemyślałeś i uważasz, że dasz radę, to
idź, ale pamiętaj, że gdybyś nie daj Boże nie wytrwał, to
przyniósłbyś największy wstyd rodzinie, a
tego bym ci nie darował, nawet i po mojej
śmierci. Widzisz tę lagę w kącie? Nawet
gdybyś już księdzem został, a potem
przyniósłbyś wstyd rodzinie, to tą lagę
połamałbym na tobie w drobny mak. Chcesz
być księdzem - to bądź, ja ci nie zabraniam,
ale musisz być dobrym księdzem.
Leszek wstąpił do seminarium i został kapłanem. Po wielu latach, już
jako ksiądz, rozmawiał na lekcji religii z młodzieżą. Właśnie
poruszono temat powołania i młodzież chciała coś na ten temat
powiedzieć. Ksiądz Leszek opowiedział im historię swego powołania i
przytoczył również słowa ojca. Ktoś z młodzieży zapytał:
- Czy nigdy nie miał ksiądz wątpliwości co
do swego powołania?
- Owszem, miałem i to kilka dni przed
przyjęciem święceń kapłańskich.
Zastanawiałem się nad tym, czy nie
powinienem się wycofać, póki nie jest za
późno. Ojca się nie obawiałem, bo już od
dwóch lat nie żył.
- No i co? No i co?
- W nocy zobaczyłem w pewnym momencie
ojca. Do dziś nie jestem pewien, czy to było
we śnie, czy na jawie. Ujrzałem go w
otwartych drzwiach pokoju. Stał z bardzo
sroga miną. Trzymał w ręku lagę i trzy razy
mi nią pogroził. Potem znikł, nie odzywając się do mnie ani jednym słowem. Od razu
znikły też wszystkie moje wątpliwości i
nazajutrz przyjąłem święcenia kapłańskie.
Niezbadane są drogi Boże.
|