WYGNANY KSIĄŻĘ Bajka nie tylko dla dzieci
|
Stary król, mądry dzięki wieloletniemu doświadczeniu, obserwował z blanków swego zamku młodego księcia, który ćwiczył się we władaniu bronią. Walczył z wielkim zacięciem, a chwilami w jego oczach widoczne było prawdziwe okrucieństwo. Książę lubił walczyć: sprawiało mu to przyjemność.
Biedny giermek, który pomagał mu w ćwiczeniu się, chronił się jak mógł przy pomocy tarczy przed gradem uderzeń, jakie spadały na niego. Cofając, potknął się i upadł na ziemię. Z okrzykiem tryumfu książę skoczył na niego i przyłożył miecz do gardła. Biedny giermek, młody chłopak, miał łzy w oczach i serce oszalałe ze strachu.
Król, który obserwował tę scenę z góry, westchnął. Nie tak wyobrażał sobie księcia, swego jedynego dziedzica. Chciał mieć syna mądrego i pięknego, odznaczającego się szacunkiem i szlachetnością. Tymczasem wyrastał chłopak pyszny i despotyczny, niechętny i niegrzeczny. Pewnego dnia książę jechał konno przez wieś. Jakiś biedak, kulejąc, zbliżył się, wyciągając rękę. Koń księcia uskoczył, młodzieniec podniósł szpicrutę i ze złością uderzył nią w twarz biedaka, który upadł na ziemię z krzykiem. Książę spiął konia ostrogami i oddalił się.
Ludność wsi poskarżyła się królowi, który wyraził swój ból i pogrążył się w gorzkim milczeniu. Pierwszy doradca wiedział, że takie zachowanie króla poprzedzało zawsze jakąś ważną decyzję. następnego dnia król zwołał najwyższy Trybunał Korony i głosem poważnym oznajmił: "Młody książę Tancredi, nasz jedyny syn i następca, zawiódł nasze oczekiwania. nie sądzimy, by posiadał cechy potrzebne dobremu, sprawiedliwemu oraz szlachetnemu władcy.
Dlatego postanawiamy, choć serce się nam kraje, by został wygnany na północ, do Ziemi Barbarzyńców i tam żył, pozbawiony wszelkich oznak swej godności, utrzymując się z pracy swych rąk". "Ojcze", zawołał książę, "nie możesz mi tego uczynić'". "Odprowadźcie go!", zarządził król strażom.
Po wielu dniach podróży, książę został pozostawiony na polanie wśród gór, które wyznaczały granicę królestwa na północy.
|
|
Bez pieniędzy, bez konia, bez broni. Biedny młodzieniec długo leżał na ziemi, nie mógł dobrze zrozumieć, co się stało. Po pewnym czasie poczuł głód. Zbliżył się do domu wieśniaków i zapukał energicznie. Jakaś kobieta ukazała się w oknie. "Chciałbym coś zjeść i dostać nocleg na tę noc. Poza tym potrzebny mi jest koń!", zawołał arogancko. "Tutaj nie przyjmujemy żebraków", odpowiedziała kobieta. "Jestem księciem
Tancredi", zawołał dumnie młodzian. "My nie mamy książąt", stanowczo stwierdziła kobieta i zamknęła okno. Bardzo zagniewany książę ponowił pukanie. Wielki czarny pies ukazał się zza domu, warcząc i pokazując kły.
Książę zaczął uciekać i ścigany przez szczekającego psa dopadł lasu. Udało mu się wdrapać na drzewo. Długo musiał czekać. Wreszcie pies zdecydował się powrócić do domu. Książę napił się wody ze źródła, zjadł kilka jagód i jakiś kwaśny owoc. Miał łzy w oczach, ale duma kazała mu znów wyruszyć przed siebie. Tak rozpoczął swoją smutną i rozpaczliwą pielgrzymkę. Po kilku miesiącach nie przypominał już sobie, ile wściekłych psów go goniło, ile gniewnych ludzi go wypędziło i zwymyślało, iloma kamieniami go obrzucono. Nie pozostała w nim nawet odrobina jego dawnej pychy. Okrutne zimno mroziło mu kości, a dokuczliwy głód stanowił jedyne towarzystwo w podróży, niekiedy jakiś wieśniak litował się nad nim i dawał coś do zrobienia, ale przyzwyczajony do wygód dworu królewskiego, młody książę nie umiał nic zrobić, nauczył się znosić niewybredne żarty ptaków, baty, obelgi, wyśmiewanie, by tylko zdobyć kawałek chleba i trochę słomy na posłanie. Po kilku latach nie pozostało w nim nic z wyglądu książęcego.
Tancredi był żebrakiem, łachmaniarzem o rozgorączkowanych oczach i glosie pełnym bólu.
|
|
Ale stary król nie zapomniał o wygnanym synu. Pamięć o nim stanowiła otwartą ranę w jego sercu. Czasami spoglądał z najwyższej wieży, czy nie ujrzy rozczochranych włosów syna i gwałtownej jazdy księcia, ale wiedział, że z Ziemi Barbarzyńców bardzo trudno jest powrócić. Jednak pewnego dnia podjął ważną decyzję. Wezwał kapitana straży i przekazał mu wiadomość dla syna: "Powiedz mu, że będzie miał wszystko, czego pragnie". Kapitan wyruszył z oddziałem ludzi i dotarł do granic królestwa. Wypytywał ludzi, ofiarując znaczne sumy pieniędzy i wreszcie odnalazł księcia.
Zdumienie odebrało mu mowę. Młodzieniec miał włosy i brodę strasznie brudne, spał w stodole, owinięty w łachmany. "Proś o to, czego pragniesz, a dam ci", powiedział mu kapitan. Młodzieniec spojrzał na niego rozgorączkowanymi oczyma, nie poznając go. Potem powiedział tylko: "Daj mi trochę chleba i wełniany koc, proszę". Kapitan spełnił jego życzenie. Potem ze swymi ludźmi powrócił do króla, zgodnie z jego rozkazem.
"Nie pamięta już, że jest synem królewskim! Nie pamięta, że może wrócić tutaj i żyć jak książę w pałacu królewskim. Żyje jak żebrak", referował kapitan królowi. Oczy króla wypełniły się łzami. Młody książę drogo zapłacił za własną pychę. Z pewnością teraz wiele nauczył się o życiu i o naturze ludzi. Król zastanawiał się, co zrobić. "Pojadę sam", postanowił. "Przyprowadzę go do domu, jeśli zechce".
Z oddziałem wybranych ludzi król przebrany za kupca dotarł do Ziemi Barbarzyńców. Kapitan pokazał mu nędzne legowisko, gdzie spał syn. Król postanowił zbliżyć się do niego sam. Ujął rękoma wychudłe i brudne oblicze księcia i spojrzał mu w oczy z nieskończoną czułością. Po chwili twarz młodzieńca rozjaśniła się. "Ojcze!", wyszeptał.
"Przybyłem, by przyprowadzić cię do domu", powiedział król. "Jesteś moim synem i nie przestałem cię kochać. Chodźmy!". Ojciec i syn powrócili do pałacu królewskiego. A starodawne kroniki podają, że gdy książę Tancredi wstąpił na tron, rządził jak najmędrszy, najlepszy oraz
najszlachetniejszy z królów.
Życie człowieka nie jest łatwe, a przyszłość jeszcze bardziej wymagająca. Dlatego też musimy mieć dużo pokory dla dnia dzisiejszego i tego, co nas czeka jutro.
|