- dziś z O. Mirosławem Szwajnochem OSCam - Dziś naszym rozmówcą jest pochodzący z naszej parafii neoprezbiter O. Mirosław Szwajnoch Kamilianin. Redakcja: Przed kilkoma dniami przeżywaliśmy piękne uroczystości prymicyjne Ojca. Stały się one wielkim świętem dla naszej parafii. Mamy jednak świadomość, że wielu naszych parafian chciałoby Ojca bliżej poznać. Proszę więc powiedzieć nam kilka słów o sobie. O. Mirosław: Chętnie. Miejscem mojego urodzenia były Piekary Śląskie. Stamtąd w wieku 3 lat razem z rodzicami przeniosłem się do Tarnowskich Gór. Zamieszkałem na Osadzie Jana. Tu uczęszczałem do Szkoły Podstawowej nr 4. Następnie ukończyłem Liceum Ogólnokształcąca im St. Staszica w Tarnowskich Górach, w klasie o profilu matematyczno-fizycznym i zdałem egzamin dojrzałości. Później postanowiłem wstąpić do Zakonu Św. Kamila i dziś jestem już Jego kapłanem. Redakcja: Czy w dzieciństwie myślał Ojciec, że zostanie kapłanem? O. Mirosław: Trudno to jednoznacznie stwierdzić, chociaż jako młody chłopak byłem ściśle związany z życiem naszej parafii, należałem bowiem do różnych grup duszpasterskich. Od III klasy szkoły podstawowej byłem ministrantem, a od VII już należałem do Oazy Młodzieżowej. O powołaniu jednak jako takim nie myślałem. Moim marzeniem było najpierw zostać lekarzem. Później swoje zainteresowania przeniosłem na języki obce, szczególnie pociągała mnie filologia germańska. Ponadto zawsze chciałem mieć swoje biuro, albo prowadzić własną kancelarię adwokacką, bo prawnikiem też przez jakiś czas chciałem zostać. Obok niesprecyzowanych jeszcze zainteresowań młodzieńczych, prawdziwą frajdę sprawiało mi chodzenie na dyskoteki i prywatki. Lubiłem zawsze mieć obok siebie towarzystwo. Stąd też do dzisiejszego dnia utrzymuję kontakt z wieloma moimi przyjaciółmi z dzieciństwa. Miałem również swoje szczególne zainteresowania sportowe. Zawsze lubiłem grać w piłkę nożną i koszykówkę. Redakcja: Skoro Ojciec nie myślał o powołaniu kapłańskim w latach młodzieńczych, to skąd ta łaska Boża wzięła się w Ojca życiu? O. Mirosław: Z nieba. W klasie trzeciej szkoły średniej, wyjechałem na wakacje do Rzymu. Tam poznałem Kombonianów i ich pracę na misjach. Zapragnąłem wówczas po maturze wstąpić do tego zgromadzenia i pracować na misjach jako specjalista od medycyny tropikalnej. Właśnie wtedy tak naprawdę poważnie zacząłem zastanawiać się nad moim powołaniem i życiową drogą. Przede mną jednak było jeszcze ukończenie szkoły i zdanie matury. Po powrocie do kraju nawiązałem korespondencję z misjonarzami. To w dużym stopniu pozwoliło mi odkryć łaskę powołania i jednocześnie zrozumieć, że moim życiowym wyborem będzie Zakon i kapłaństwo. Redakcja: Skoro Ojciec zamierzał wstąpić do Kombonianów, to dlaczego znalazł się u Kamilianów? O. Mirosław: Pierwszy powód, który zadecydował o tym, że nie wstąpiłem do Kombonianów, to stan mojego zdrowia (przez 3 lata chorowałem na nadciśnienie tętnicze), a to dyskwalifikowało mnie z pracy misyjnej w trudnych warunkach klimatycznych. Drugim powodem był brak obecności Kombonianów w Polsce, utrudniony kontakt i konieczność opuszczenia kraju. Kamilianów natomiast znałem od dziecka. Właściwie wśród nich się wychowałem. Przez lata mojego dzieciństwa i młodości mogłem poznać charyzmat Zakonu, pracę i poświęcenie wielu ojców dla naszej parafii i tutejszego szpitala. Zrozumiałem wtedy, że służyć ludziom chorym można nie tylko gdzieś daleko w Afryce, ale czasami są oni bardzo blisko nas, dosłownie w zasięgu ręki. Postanowiłem więc poświęcić się nim i dlatego wstąpiłem do Zakonu Posługujących Chorym - Kamilianów. Decyzję podjąłem zaraz po zdaniu matury, a było to w 1989 roku. W Zakonie odbyłem roczny nowicjat i 6-letnie studia filozoficzno-teologiczne na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie, które ukończyłem ze stopniem magistra teologii. Uwieńczeniem mojej drogi formacyjnej były święcenia kapłańskie, które przed kilkoma dniami otrzymałem od Księdza Prymasa. Redakcja: Jako kapłan i zakonnik, co chciałby Ojciec robić w swojej kamiliańskiej posłudze? O. Mirosław: Podczas ceremonii święceń kapłańskich, klęcząc przed biskupem, przyrzekałem swojemu Ordynariuszowi cześć i posłuszeństwo. Jest to nawiązanie do ślubu posłuszeństwa, który składałem przed kilkoma laty. Dlatego też w pierwszym rzędzie, chcę poświęcić się tej pracy, do której zostanę skierowany przez Ojca Prowincjała. Podstawową funkcją kapłana jest pośredniczenie między Bogiem, a ludźmi, dlatego jako kapłan chcę być obecny zawsze tam, gdzie są ludzie, a zwłaszcza chorzy i cierpiący, którzy tego pośrednictwa najbardziej potrzebują. Korzystając z okazji, że mogę wypowiedzieć się na łamach Waszego Pisma, chciałbym jeszcze raz podziękować moim Braciom w kapłaństwie i wszystkim Parafianom za modlitwę, ofiarowane cierpienie, pamięć i życzliwość, które towarzyszyły mi przez cały okres mojej seminaryjnej drogi. Ze szczególną radością wspominam chwile moich Prymicji, kiedy to po raz pierwszy mogłem odprawić Mszę św. w mojej rodzinnej parafii. Ze wzruszeniem wracam do tych pięknych chwil. Mogłem wówczas doświadczyć i przekonać się jak wiele trudu kosztowało przygotowanie uroczystości i kościoła na moje Prymicje. Dziękuję więc w imieniu własnym i moich Rodziców wszystkim, którzy przygotowali moje uroczystości, poświęcili swój drogocenny czas, wkładając w to wiele serca i zaangażowania. Dziękuję za życzenia, piękną procesję, a przede wszystkim za modlitwę, której moc czułem w tych ważnych dla mnie chwilach. Myślę, że wywodząc się duchem i sercem z tej Parafii, mogę nadal liczyć na pamięć i modlitwę Was wszystkich. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za wszystko. Redakcja: Dziękujemy Ojcu za rozmowę i życzymy Opieki Bożej na progu zakonnej i kapłańskiej posługi. O. Mirosław: Dziękuję. |