Dziś naszym rozmówcą jest O. Piotr Długołęcki, który przybył do naszej parafii obejmując w niej pracę duszpasterską.
Redakcja:
Ojcze Piotrze, proszę powiedzieć naszym Czytelnikom kilka słów o sobie?
O. Piotr:
Pochodzę z Piotrkowa Kujawskiego - miasta, które obecnie znajduje się w województwie
kujawsko - pomorskim. Z obojga rodziców pozostała mi tylko mama i dwoje rodzeństwa. Szkołę Podstawową ukończyłem w Piotrkowie Kujawskim, a następnie rozpocząłem naukę w Technikum Mechanicznym w Bydgoszczy, gdzie również grałem w piłkę nożną, w drugoligowym Klubie Zawiszy Bydgoszcz. Po zdaniu egzaminu dojrzałości miałem zamiar dalej kontynuować swoją karierę piłkarską. Trwało to mniej więcej półtora roku. Jednak postanowiłem zakończyć moje zainteresowanie futbolem i rozpocząć nową drogę życia w Zakonie OO. Paulinów. W wieku 22 lat wstąpiłem do Nowicjatu OO. Paulinów w Leśniowie k/ Częstochowy. Tu również ukończyłem studia filozoficzno - teologiczne. W sumie w Zakonie OO. Paulinów spędziłem 6 lat. Jednak nie czułem się tam dobrze. Uważałem, że moje miejsce jest przy ludziach dotkniętych chorobą cierpieniem. Wówczas dowiedziałem się, że istnieje Zakon OO. Kamilianów, który opiekuje się właśnie takimi ludźmi. Postanowiłem więc wstąpić w jego szeregi. Miało to miejsce w 1986 roku. Po odbyciu rocznego Nowicjatu i obronie pracy magisterskiej wyjechałem do Francji, a po powrocie w 1991 roku przyjąłem święcenia kapłańskie w Warszawie z rąk Jego Eminencji Ks. Kard. Józefa Glempa - Prymasa Polski.
Redakcja:
Jak Ojciec odkrył w sobie łaskę Bożego powołania?
O. Piotr:
Powołanie to wielka tajemnica. Człowiek musi umieć usłyszeć w swoim życiu Głos Boga, który czasem prowadzi go dziwnymi drogami. U mnie było podobnie. Mając 6 lat zobaczyłem księdza, który grał w piłkę nożną. Ja też chciałem zagrać. Gdy podszedłem do niego z prośbą, by mi pozwolił (zagrać), on mi powiedział:
"Nie! - bo nie jesteś ministrantem". Przybiegłem wtedy do domu z płaczem i prosiłem mamę, żeby mi uszyła ministrancką komeżkę. Tymczasem moja babcia widząc łzy dziecka, tej samej nocy uszyła mi komeżkę i tak zostałem ministrantem. Panu Bogu służyłem wiernie, aż do skończenia Szkoły Średniej tj. prawie do 20 roku życia.
Na moje powołanie wpłynęło również inne wydarzenie. Otóż grając w piłkę zaprzyjaźniłem się z kolegą, z którym razem wybraliśmy się na wakacje nad morze. I wtedy zdarzył się straszny wypadek. Mój kolega utonął w Bałtyku, a ja nie byłem w stanie mu pomóc, gdyż wypłynął bardzo daleko w morze. Widząc tę tragedię długo nie mogłem dojść do siebie i wtedy postanowiłem wstąpić do Zakonu. Wówczas tak sobie myślałem, że skoro nie mogłem uratować fizycznie życia mojego kolegi, to przynajmniej duchowo uratuję jego duszę, pokutując za jego grzechy w Zakonie. W ten sposób łaska powołania zawiodła mnie do Ojców Paulinów.
Redakcja:
Co zaważyło o tym, ze Ojciec, będąc tyle lat u Paulinów, wybrał jednak Kamilianów?
|
|
O. Piotr:
Jako Paulin bardzo często przebywałem, zwłaszcza podczas praktyk kleryckich, w Sanktuarium Jasnogórskim. Tam obsługiwałem wiele pielgrzymek. Najbardziej jednak wzruszał mnie widok ludzi chorych, kalek, inwalidów siedzących na wózkach, którzy z taką wiarą i determinacją szli do Czarnej Madonny, i którzy tak gorliwie modlili się przed Jej Cudownym Obrazem. To spotkanie z chorym człowiekiem, widok ogromu cierpienia, spowodowały, że zapragnąłem poświęcić się właśnie tym ludziom. Oni bowiem, mimo swoich modlitw odchodzili sprzed Cudownego Obrazu nadal cierpiący i potrzebujący miłosierdzia.
Redakcja:
Jak wyglądała Ojca praca kapłańska i zakonna po przyjęciu święceń?
O. Piotr:
Zaraz po święceniach dekretem O. Prowincjała Franciszka Bieniek zostałem skierowany do pracy duszpasterskiej w parafii św. Kamila w Zabrzu. Tam pracowałem jako katecheta i kapelan w dwóch szpitalach: w Klinice Położnictwa i Ginekologii Akademii Medycznej oraz w Wojewódzkim Ośrodku Kardiologicznym w Zabrzu. Na placówce w Zabrzu przebywałem 8 lat. Następnie władze zakonne skierowały mnie do pracy kapelańskiej w Szpitalu Bielańskim w Warszawie. Tu spędziłem dwa lata.
Później prawie rok pracowałem w parafii Wniebowzięcia NMP w Białej, a obecnie przyszedłem do Tarnowskich Gór.
Redakcja:
Jest Ojciec Kapłanem już od 10 lat. Proszę nam opisać jakiś szczególne wydarzenie ze swojej pracy kapłańskiej?
O. Piotr:
Każdy kapłan w swojej pracy spotyka się z różnymi ludzi. I ja również tego doświadczyłem. Będąc na placówce w Warszawie, jako kapelan Szpitala Bielańskiego spotkałem pewnego mężczyznę, który kpił i wyśmiewał się z religii chrześcijańskiej. Próbowałem w różny sposób podejść do tego człowieka, zwłaszcza, że był w ciężkim stanie. Chciałem za wszelką cenę ratować jego duszę. Jednak początkowo, żadna z moich metod nie skutkowała. Na mój widok chory kpił, śmiał się. Kiedy rozdawałem Ciało Chrystusa innym chorym, ów człowiek odwracał się ode mnie manifestując swoją wrogość i niechęć do tego co Boskie. Widząc własną bezsilność spróbowałem jeszcze jednej metody, a mianowicie dotarcia do tego człowieka poprzez rozmowę z chorymi, którzy leżeli na jego sali. Po dwóch tygodniach, kiedy został już sam na sali niespodziewanie poprosił mnie o rozmowę. Podczas dialogu dowiedziałem się, że zna tylko jedną modlitwę "Zdrowaś Maryjo" i to nie do końca. Ze łzami w oczach człowiek ten opowiedział mi całą historię swego życia, które prowadził z dala od Boga, i poprosił mnie, aby nauczył go podstawowych modlitw: "Ojcze nasz" i "Pod Twoją Obronę..."
Minęło kilka dni, gdy ów mężczyzna poprosił mnie o spowiedź i Komunię Świętą. Następnego dnia idąc do niego zauważyłem puste łóżko. Mężczyzna w nocy umarł. Wtedy zrozumiałem, że Bóg posłużył się mną, aby uratować jeszcze jedną duszę.
Redakcja:
Na zakończenie, prosimy, aby Ojciec skierował kilka słów do naszych Parafian.
O. Piotr:
Najpierw chciałbym wyrazić moją radość z tego, że mogłem przybyć do Tarnowskich Gór i podjąć pracę duszpasterską w parafii i Szpitalu Świętego Kamila. Zwłaszcza, że zaraz po studiach prawie rok przybywałem na tej placówce.
Jednak najbardziej potrzebuję Waszej modlitwy, duchowego wsparcia i życzliwości w coraz trudniejszej i bardziej wymagającej pracy kapłańskiej. Jednocześnie, żywię nadzieję, że tu mogę na Was liczyć.
Rozmawiała REDAKCJA
|