MAKSYM
i jego cień Bajka nie tylko dla dzieci
|
Pewnego, słonecznego ranka miała miejsce dziwna historia. Maksym zjawił się przed szkolną bramą pięć minut wcześniej, niż zazwyczaj. Chciał uniknąć spotkania z Mariuszem i Beppem, którzy od pewnego czasu prześladowali go swymi dość głupimi żartami. Ale oni już tam byli. Maksym zobaczył ich przycupniętych za futryną bramy.
Instynktownie skulił się przy murze, przygotowując się na najgorsze. Z ogromnym zdumieniem zauważył, że jego cień, wysoki i chudy o tej rannej godzinie, nie skurczył się, jak on sam. Rozpiął kurtkę i nastawił z miną bojową pięści, ale - gdy tylko wyszedł zza rogu - jego cień wymierzył napastnikom dwa silne uderzenia: Mariuszowi w nos, a Beppowi w oko. Ci zaskoczeni, zareagowali wrzaskiem.
- Pomocy! Mam złamany nos - wrzeszczał Mariusz, wymachując pokrwawioną chusteczką.
- Pani profesor, Maksym mnie oślepił! - krzyczał Beppe.
- Zaskoczył nas podstępnie - krzyczeli razem.
Utworzyła się grupka uczniów i profesorów. Wszyscy patrzyli na Maksyma, będącego w zielonej, puchowej kurtce.
- Nie spodziewałam się tego po tobie, Maksymie - powiedziała pani profesor Ambrosio, spoglądając na niego.
- To nie byłem ja... - płakał Maksym. - To był mój cień. Wszyscy zaczęli się śmiać.
Maksym, okropnie speszony, zauważył, że również jego cień, który zaledwie rysował się na murze, trzymał się za brzuch, śmiejąc się do rozpuku.
W pół godziny później Maksym, ciągle jeszcze zmartwiony, śledził z uwagą lekcję pani profesor Bianchi. Słoneczny promień przez okno rzucił jego cień na ścianę i Maksym zauważył, że...
- Och! Zatrzymaj się! - westchnął zwrócony do swego cienia.
Ale ten założył już zwitek papieru na gumkę, którą trzymał dwoma palcami, jak procę. Pocisk wypadł i uderzył w oko Wilmę, klasowego kujona. Krzyk Wilmy sparaliżował przez moment klasę. Potem wybuchło straszliwe zamieszanie. Nauczycielka na próżno starała się uspokoić klasę.
|
|
- To był Maksym! Widziałam go!
- To nieprawda - bronił się. - To był...
Ugryzł się w język. Również i tym razem nikt by mu nie uwierzył.
Niestety w jego rękach wszyscy zobaczyli gumkę, która posłużyła za narzędzie do zadania ciosu koledze.
- Przynieś mi dzienniczek - głośno powiedziała profesorka. -
Przejdzie ci chętka próbować jeszcze raz.
Powróciwszy na swoje miejsce, Maksym zauważył na ścianie swój cień, który stroił do niego miny. Najgorsze nastąpiło na trzeciej lekcji. W czasie klasówki z matematyki, cień Maksyma odpisał bezczelnie z zeszytu Ryszarda, sąsiada z ławki wszystkie zadania i podpisał się następująco: "Choć nie lubię Ciebie i twej matematyki, zawsze mam dobre wyniki".
Profesor czerwieńszy od Maksyma, wybuchnął:
- Nie pozwolę, żebyś mnie obrażał! Zobaczysz, co ci powie pan
dyrektor!
Również powrót do domu nie był spokojny. Cień Maksyma kazał mu przejść ulice na czerwonym świetle, potrącił starszą panią, a gdy ta oburzyła się, odpowiedział jakimś brzydkim słowem. Maksym nigdy nie przypuszczał, że zdoła je wymówić. Po południu próbował się uczyć, na próżno. Ilekroć otwierał podręczniki, dawał się słyszeć głosik cienia, który radził: "Skończ z tym nudziarstwem, a raczej posłuchajmy muzyki z płyty kompaktowej lub obejrzyjmy jakiś "mocny" film.
Przy kolacji na pytanie rodziców: "Jak dziś było w szkole?"- Maksym z trudem, ale szczerze chciał o wszystkim opowiedzieć, przyznać się do tego co narobił. Jednak nie pozwolił mu na to jego cień. Zamiast okazać skruchę i wszystko wytłumaczyć rodzicom na spokojnie, Maksym rzucił serwetkę na talerz i uderzył pięścią w stół. Następnie ze słowami: "Dacie mi wreszcie spokój" - ostentacyjnie wstał od stołu i udał się do swego pokoju. Tu rzucił się na łóżko. Czuł się zawstydzony, ale na ścianie znów zobaczył swój cień, "ożywiony", który wspaniale się bawił.
Następny dzień rozpoczął się pod znakiem wstydu. Mamusia podpisała uwagę w dzienniczku, nic nie mówiąc. To chłopiec miał zrobić pierwszy krok, ale nie wiedział, jak zacząć. Gdy wyszedł z domu, jego cień zatrzasnął drzwi.
- Jesteś moim nieszczęściem! - zrzędził Maksym. Cień pokazał mu figę. Miał dwie godziny czasu i postanowił przejść się po dzielnicy. Gdy przechodził koło wielkiego sklepu, zauważył, że jego cień wchodzi tam. Zaniepokojony, podążył za nim (choć zazwyczaj jest odwrotnie).
|
|
Cień przewrócił dwa regały z bielizną, potem ukradkiem wziął opaskę na głowę i spokojnie skierował się ku wyjściu. Tym razem Maksym go zatrzymał.
- Odłóż ją!.
- Nie bądź dzieckiem. Wszyscy tak robią!.
- Nie, nie chcę! - Walczył ze swym cieniem, gdy nadeszła ekspedientka.
- Hej, co tam robisz?
- Nic, podnoszę ją, gdyż mi nie pasuje - odpowiedział Maksym.
- Oddaj ją mnie - powiedziała niegrzecznie ekspedientka.
Maksym wyszedł z wielkiego sklepu jeszcze bardziej zmartwiony. Usiadł na ławce w parku. Objął rękoma głowę. "Co mam robić?"
Staruszek siedzący obok niego na ławce, uniósł głowę znad gazety, którą czytał i spytał uprzejmie:
- Co cię z tobą dzieje?
Był sympatyczny, miał siwiutkie włosy i okulary w złotych oprawkach. Patrzył na niego ze zrozumieniem. I maksym, który miał ochotę, by komuś się zwierzyć wszystko opowiedział.
- To nic dziwnego - powiedział później staruszek. - Wszyscy mamy taki cień, który trzeba kontrolować.
- Wszyscy? - Maksym był zdumiony.
- Naturalnie. I wielu poświęca całe życie, by to zrobić.
- A pan, jak to robi?
- Ja postępuję tak: ilekroć zauważam, że mój cień chce coś zmajstrować, zatrzymuję się i w pamięci liczę do pięciu. I cień zmuszony jest stać obok mnie".
- Chcę i ja spróbować! - zdecydował Maksym i wstał.
- Życzę ci szczęścia synku! - powiedział staruszek i znów zaczął czytać gazetę.
Każdy człowiek ma swoją "ciemną stronę" życia - grzech. Jeśli z nim nie będziemy walczyć szybko nas opanuje i stanie się przeszkodą na drodze do Boga. Pamiętajmy o tym.
Opracował: O. Wojciech Węglicki
|