Dziś naszym rozmówcą jest Nauczycielka jednej ze szkół
podstawowych w Tarnowskich Górach. Na życzenie naszego gościa nie
podajemy jego imienia i nazwiska.
M. Sz.
Na początku naszej rozmowy chciałabym zapytać, kiedy
odkryła Pani w sobie powołanie do zawodu nauczyciela?
Nauczycielka:
Odkąd pamiętam, zawsze lubiłam dzieci. Chętnie
opiekowałam się dziećmi sąsiadów, miałam dla nich zawsze wiele
zrozumienia i cierpliwości. W szkole podstawowej odkryłam w sobie łatwość
uczenia się języków obcych. Pamiętam, że od klasy VI prowadziłam ożywioną
korespondencję z rówieśnikami z Bułgarii, dawniejszej Czechosłowacji
i ZSRR, a nawet z dalekiej Mongolii. W szkole podstawowej należałam również
do ZHP i praktycznie każdą wolną chwilę spędzałam z zuchami.
Uwielbiałam pracę z nimi, podobała mi się ich otwartość,
bezinteresowność i ogromny entuzjazm.
Jednak w szkole średniej zafascynowała mnie zupełnie
inna dziedzina, mianowicie archeologia. Poznałam również kolejne dwa języki
obce. Zbliżał się czas matury i trzeba było podjąć decyzję? Wypełniłam
stosowne formularze, a na teczce z dokumentami pięknie wykaligrafowałam:
"ARCHEOLOGIA - i...?" I nie wiem co, ale coś mnie tknęło i na
drugi dzień przekreśliłam to wszystko, by napisać: "Nauczanie
początkowe". Od tego dnia minęło wiele lat i muszę przyznać, że
nigdy, ani przez moment nie żałowałam zmiany decyzji. Po latach rozpoczęłam
studia zaoczne na Wydziale Filologii Rosyjskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego
w Krakowie, by w ten sposób pogodzić moje zainteresowanie językami
obcymi z moim głównym zainteresowaniem, jakim było po prostu nauczanie.
M. Sz.
Wiem, że obecnie uczy Pani w szkole podstawowej, czy
od początku Pani w niej uczyła?
Nauczycielka:
Nie, przez kilkanaście lat pracowałam w szkole średniej,
ucząc języka rosyjskiego. Uczyłam w głównej mierze chłopców, gdyż
taki był profil tej szkoły. Trzej moi wychowankowie byli laureatami
Olimpiad Języka Rosyjskiego. Muszę przyznać, że ten okres wspominam
bardzo miło. Nigdy nie miałam większych problemów z młodzieżą, łatwo
nawiązywałam z nimi kontakt. Z niektórymi utrzymuję go do dziś.
I było mi bardzo miło, kiedy po wielu latach, jeden z moich uczniów,
który został księdzem, zaprosił mnie na prymicje.
M. Sz.
Proszę powiedzieć, czy praca z dziećmi w szkole
podstawowej i młodzieżą w szkole średniej różni się jakoś
zasadniczo?
Nauczycielka:
Oczywiście, że się różni. Od kilku lat jestem
nauczycielką nauczania początkowego. Praca z małymi dziećmi w szkole
podstawowej jest zupełnie inna niż w szkole średniej. Odważę się
nawet powiedzieć, że jest trudniejsza, ale jest też nieporównywalnie
milsza. Moim zdaniem, każdy nauczyciel decydujący się na pracę z młodzieżą,
powinien najpierw popracować z dziećmi w szkole podstawowej.
"Podstawówka" zahartuje go, nada właściwego szlifu jego pracy
i nauczy pokory.
Nauczyciele pracujący w takiej szkole mają dużo większy
kontakt z uczniem. Praktycznie są z dziećmi po kilka godzin dziennie.
Uważam, że radości jaką mi daje praca z najmłodszymi uczniami nie
jest w stanie przyćmić żaden hałas, ani ruchliwość dzieci, nawet to,
że czasami trzeba po kilkanaście razy coś powtórzyć, jeszcze kilka
razy coś wytłumaczyć, zapiąć guzik, zawiązać kokardkę, dwadzieścia
razy zaznaczyć liniaturę, tyleż razy napisać w każdym zeszycie małą
i wielką literę, postawić bardzo szybko w 23 zeszytach matematycznych
np. 115 stempli przy wprowadzeniu cyfry "5". Uśmiech na twarzy
dziecka, któremu udało się właśnie rozwiązać trudne zadanie, czy
poprawnie napisać dyktando, rekompensuje wszystko. Myślę, że pracy
nauczyciela nie można porównać z żadną inną.
M. Sz.
Z tego co wiem, praca dobrego nauczyciela nie ogranicza
się tylko do przeprowadzania lekcji, jak to się często słyszy?
Nauczycielka:
Oczywiście, ci, którzy tak sądzą, są w błędzie,
gdyż tutaj nie można zamknąć drzwi klasy, wyjść do domu i zapomnieć
o wszystkim. Trzeba przygotować pomoce, poprawić klasówki itd. Do obowiązków
nauczyciela należy także kontakt z rodzicami dziecka, które od kilku
dni nie pojawia się w szkole.
|
|
Muszę też pomyśleć, jak pomóc
biedniejszym uczniom, załatwić odzież na zimę, jak pozyskać sponsora,
który mógłby zrefundować opłatę za "Zieloną szkołę" dla
najbiedniejszych dzieci z mojej klasy. Poza tym trzeba mieć na uwadze
fakt, że najmłodsi uczniowie są bardzo dobrymi obserwatorami, przed którymi
nic się nie da ukryć, czy zrobić czegoś "byle jak".
M. Sz.
Mimo, iż twierdzi Pani, że jest to trudny zawód, często
spotykam się ze stwierdzeniami typu: "nauczyciel, jaki to fajny zawód,
tyle wakacji, dni wolnych", a o nauczycielach nauczania początkowego
mówi się: "cóż takiego nauczyć 2+2, to jest proste itd." Co
Pani o tym sądzi?
Nauczycielka:
Właśnie, spotykając się z koleżankami z innych szkół
wyczuwam w ich wypowiedziach żal, że ich praca nie jest postrzegana tak,
jak na to zasługują. skarżą się przede wszystkim nauczycielki szkół
podstawowych. I tu odpowiem pytaniem: "Czy nie należałoby pracy
nauczycieli, szczególnie tych, którzy pracują z dziećmi bardziej
docenić? W końcu solidny budynek, musi stać na solidnych fundamentach.
Muszę przyznać, że Dyrekcja naszej szkoły bardzo sprawiedliwie ocenia
wszystkich nauczycieli i co ważne docenia specyficzną pracę nauczycieli
nauczania początkowego.
W okresie dwóch ostatnich lat wspólnie ukończyliśmy
trzy kursy dokształcające, które pomagają nam lepiej poznać dziecko,
jego prawa w świetle aktualnych przepisów, poznałyśmy również zalety
technik Freint'a i nauczania integracyjnego.
Wiadomo, że w każdej klasie są uczniowie bardzo
zdolni, są przeciętni, ale są i bardzo słabi, dlatego w czasie procesu
lekcyjnego muszę stosować nauczanie zindywidualizowane. Znaczy to, że różnicuję
stopień trudności zadań tak, aby uczeń zdolny w tym samym czasie zrobił
więcej zadań niż uczeń słaby.
Poza tym z uczniami słabszymi ze swojej klasy pracuję
dodatkowo po lekcjach, w ramach zajęć wyrównawczych i
kompensacyjno-korekcyjnych. W ostatnim czasie przeżyłam ogromną radość,
gdy dziecko będące drugi rok w tej samej klasie napisało
sprawdzian na "6". Oczywiście na tak wspaniałą ocenę złożyła
się praca wielu ludzi. Ogromną rolę w kształtowaniu młodego człowieka
odgrywa dom rodzinny. Jest cudownie, gdy istnieje "wspólny
front" działania domu i szkoły. Ja, co zawsze podkreślam, miałam
szczęście do dobrych dzieci i wspaniałych rodziców. Rodzice moich
uczniów zawsze mi pomagali, czy to odnowić klasę, czy urządzić zabawę,
czy pojechać na "Zieloną szkołę". Jestem im za to bardzo
wdzięczna. Nigdy nie miałam żadnych problemów, ani konfliktów, wręcz
przeciwnie, z wieloma rodzicami moich dawnych i aktualnych wychowanków
utrzymuję bardzo serdeczne kontakty. Teraz uczę dzieci moich dawnych
uczniów, więc te serdeczne więzi dodatkowo się umocniły.
M.Sz.
W zawodzie nauczyciela chyba trudno jest oddzielić życie
prywatne od zawodowego. Jak sobie Pani z tym radzi?
Nauczycielka:
Rzeczywiście, wchodząc do klasy, z chwilą zamknięcia
drzwi "wszystko" zostaje za nimi. Najważniejszym staje się to,
co się dzieje tu i teraz. Przebywając z dziećmi zapominam o
wszystkich problemach i kłopotach. Nigdy nie przenoszę na teren klasy
swoich spraw. Nie jestem też mściwa i szybko zapominam, co było złe.
Po sobocie i niedzieli, czy też innych dłuższych przerwach, cieszę się
widząc moje dzieci, czekające już na mnie na ulicy.
M. Sz.
Jako wieloletni i cieszący się bardzo dobrą opinią
nauczyciel, czego chciałaby Pani życzyć młodym nauczycielom,
rozpoczynającym pracę w szkole?
Nauczycielka:
Życzę im, aby byli wrażliwi, serdeczni,
konsekwentni, w każdym dziecku widzieli człowieka, którego nie można
upokarzać, ośmieszać, naruszać jego godności i dumy. Życzę im, aby
cieszyła ich praca, dawała im zadowolenie i aby nigdy nie żałowali
swojego wyboru.
M. Sz.
Dziękując bardzo serdecznie za rozmowę, życzymy
Pani, by w pracy z dziećmi odnajdywała zawsze wiele radości i
satysfakcji.
Nauczycielka:
Dziękuję.
Wywiad przeprowadziła: Małgorzata Szubińska |