Dziś naszą Rozmówczynią jest Pani Henryka Pytlok - wychowawczyni dzieci w Przedszkolu nr 3 w Miasteczku Śląskim.
M.Sz.
Od 14 lat pracuje Pani głównie jako przedszkolanka i prowadzi grupy dzieci starszych. Czy jest to związane z jakimś nakazem odgórnym, czy też po prostu sama Pani dokonuje takiego wyboru?
Pani Henryka:
Nie. To nie żaden nakaz. Wskazane jednak byłoby, aby dzieci przychodzące do przedszkola były "prowadzone" przez jednego wychowawcę, ze względu na przywiązanie i przyzwyczajenie się do swojej pani. Poza tym dzieci nie lubią zmian wychowawców i sal, w których przebywają. Jednak ja osobiście, jeśli mogłam, wybierałam zawsze grupy starsze, chociaż nie ukrywam, że praca zarówno z tymi najmłodszymi, jak i ze starszymi dziećmi jest bardzo interesująca i potrzebna, ale mimo wszystko trochę się różni. Jeśli o mnie chodzi, to lepiej czuję się jako wychowawca grupy starszej. Mogę wtedy kontynuować to, co zostało już rozpoczęte przez nauczyciela w grupie młodszej oraz przygotować dzieci do przyszłej nauki i pobytu w szkole przez wprowadzenie konkretnego programu nauczania.
M.Sz.:
Wobec tego, dlaczego nie zdecydowała się Pani na pracę w klasach I-III szkoły podstawowej, gdzie dzieci są bardziej samodzielne, a i program nauczania wprowadzany jest w szerszym zakresie?
Pani Henryka:
Muszę się przyznać, że nie odpowiada mi zupełnie system szkolny polegający na
45-minutowych lekcjach oddzielonych przerwami. Moim zdaniem, istnieją tutaj niewielkie możliwości na pracę wychowawczą ze względu na ograniczony
czas, którym dysponują nauczyciele nauczania początkowego. Ja w przedszkolu
mam do dyspozycji kilka godzin bez przerwy i mogę sama niejako manipulować czasem. Kiedy któreś z dzieci czegoś nie rozumie, bądź ma jakieś problemy, korzystając z tego, że inne dzieci się bawią, mogę skierować więcej uwagi w stronę tego dziecka. Jest to dla mnie bardzo ważne.
M. Sz.:
Chciałabym zapytać, czy zauważyła Pani jakieś zasadnicze zmiany w postawach dzieci w przeciągu tych 14-stu lat pracy? Często bowiem słyszy się opinie, iż dzieci są coraz gorsze. Co Pani o tym sądzi?
|
|
Pani Henryka:
Mogę zgodzić się z twierdzeniem, że dzieci z roku na rok są inne. Czasami kontakt z nimi jest rzeczywiście dużo trudniejszy niż to miało miejsce dawniej. Ale nie potwierdzę absolutnie zdania, że to dzieci są gorsze. Gorsze są raczej warunki, w których przyszło im żyć. Ma to związek z ogromnym tempem życia i sposobem wychowywania przez rodziców. Jest coraz więcej rodzin rozbitych, w których dziecko najczęściej jest przedmiotem walki matki z ojcem. Przyczyniają się do tego również ogromne postępy techniki, a także problemy finansowe. Nikogo nie wzrusza już obraz dziecka z kluczem na szyi, przyzwyczailiśmy się do tego. Ze względu na pracę zawodową, rodzice nieświadomie poświęcają zbyt mało czasu swoim dzieciom. Aby nie być gołosłowną posłużę się przykładem. Na rok przed pójściem dziecka do szkoły podstawowej, nauczyciele wychowania przedszkolnego wypełniają tzw. "kartę sześciolatka", w której jednym z punktów jest wywiad z rodzicami, zawierający szereg pytań dotyczących warunków materialnych rodziny dziecka, jego zainteresowań, wyposażenia itp. Jedno z pytań dotyczy między innymi ilości czasu, jaki rodzice poświęcają swemu dziecku. I co szokujące: przeciętnie, zawodowo pracującą matka, poświęca swemu dziecku zaledwie jedną godzinę czasu w ciągu dnia. Myślę, że to chyba wyjaśnia różnicę w zachowaniu między dziećmi obecnie uczęszczającymi do przedszkola, a przedszkolakami sprzed lat.
M. Sz.:
Ostatnio bardzo modne stało się pojęcie wychowania bezstresowego. Jaki jest Pani stosunek do takiego wychowania?
Pani Henryka:
Prawdę mówiąc, jestem zwolenniczką takiego wychowania, ale w prawidłowym
tego słowa znaczeniu. Nie zgadzam się z tymi, którzy wychowanie bezstresowe rozumieją jako pozbawienie dziecka odpowiedzialności za swoje czyny, totalną samowolę czy zaspokajanie jego wszystkich potrzeb. Osobiście uważam, że bezstresowe wychowanie powinno opierać się na zapewnieniu dziecku podstawowych warunków koniecznych do jego prawidłowego rozwoju. Myślę tu przede wszystkim o pełnej i kochającej się rodzinie, gdzie rodzice mają czas dla swojej
|
|
"pociechy", interesują się tym, co dziecko lubi, co ogląda w telewizji, gdzie ojciec i matka znajdują czas, aby wyjść z dzieckiem na spacer, pobawić się i porozmawiać.
M. Sz.:
Chciałabym poruszyć jeszcze jeden, moim zdaniem, istotny problem, a mianowicie sprawę religii w przedszkolu? Czy uważa Pani, że powinna ona odbywać się w przedszkolu, czy też wrócić do salek?
Pani Henryka:
Uważam, że religia powinna być w przedszkolu. Nikomu nie przeszkadza i jest to duże udogodnienie dla rodziców. W naszym przedszkolu lekcje religii prowadzi Siostra zakonna, którą dzieci bardzo lubią. Lubią też uczestniczyć w prowadzonych przez nią katechezach, które w bardzo ciekawy sposób przekazują im wiedzę o Bogu. Siostra bowiem gra na gitarze i pianinie, uczy piosenek religijnych, dzieci ponadto kolorują dużo obrazków o tematyce religijnej.
M. Sz.:
No dobrze, ale co z dziećmi rodziców niewierzących?
Pani Henryka:
W tym roku nie mamy tego problemu. Sto procent dzieci uczęszcza na katechezę. W ubiegłym roku mieliśmy trójkę dzieci, których rodzice nie wyrazili zgody, aby ich "pociechy" uczyły się religii. W tym czasie więc dzieci miały zajęcia ze swoimi wychowawcami.
M. Sz.:
Jako wieloletnia nauczycielka wychowania przedszkolnego, co chciałaby Pani przekazać rodzicom dzieci uczęszczających do przedszkola?
Pani Henryka:
Kochani Rodzice! Pamiętajcie, że żadna, nawet najlepiej zorganizowana i wyposażona instytucja nie da nigdy dziecku tego, co Wy możecie mu zapewnić. "Posyłanie" dziecka do przedszkola i do
szkoły - to tylko część obowiązku, który spełniacie wobec niego. Najważniejsze dla Waszej "pociechy" jest to, ile czasu jej poświęcacie i czy jesteście przy swoim dziecku wtedy, kiedy Was najbardziej potrzebuje.
M. Sz.:
Dziękując bardzo serdecznie za rozmowę, chciałabym życzyć Pani samych sukcesów w pracy z dziećmi oraz wiele zadowolenia i satysfakcji w wychowywaniu przedszkolaków.
Pani Henryka:
Dziękuję bardzo.
Rozmawiała: Małgorzata Szubińska.
|