W obecnych czasach wielu młodych ludzi wstępuje w związki małżeńskie,
które bardzo często, po niedługim czasie, kończą się rozwodem z różnych
powodów. Istnieje jednak gro młodych małżeństw, które nie chcą
rozpadu swoich związków i próbują je ocalić, ale tak naprawdę nie
wiedzą jak. W związku z tym postanowiłam przeprowadzić wywiad z Państwem
Agnieszką i Ryszardem GAJDA, ludźmi, którzy są wierni przysiędze małżeńskiej,
złożonej sobie przed Bogiem, przeszło pół wieku temu.
M. Sz.
Panie Ryszardzie, proszę nam powiedzieć, jak Pan poznał swoją żonę?
Pan Ryszard:
To było chyba przeznaczenie. Po raz pierwszy spotkałem żonę w Woźnikach,
u jej brata, którego znałem wcześniej. Kiedy chciałem się z nią umówić,
nie była w ogóle tym zainteresowana. Powiedziała tylko, że chodzi do
pewnej pani uczyć się szycia. Okazało się, że było to w tym samym
domu, w którym mieszkałem. Po prostu uczyła się u mojej sąsiadki. Później
zgodziła się ze mną umówić i tak upłynęło dwa i pół roku naszego
narzeczeństwa. Następnie w kościele p.w. św. Katarzyny w Lasowicach wzięliśmy
ślub i złożyliśmy w obliczu Boga przysięgę, której jesteśmy wierni
po dziś dzień.
M. Sz.
Przeżyliście Państwo ze sobą tyle lat. Proszę nam po krotce powiedzieć,
jak wyglądało Wasze wspólne życie?
Pani Agnieszka:
W rok po ślubie urodził się nam pierwszy syn. Byliśmy bardzo szczęśliwi
Mąż jednak musiał nas opuścić na kilka lat, bo jak wiadomo, były to
lata wojny i musiał iść na front Nie były to dla mnie łatwe czasy. Bałam
się, czy mąż wróci z wojny. Początkowo nie miałam od niego żadnych
wiadomości, ale później kiedy był w Norwegii, utrzymywaliśmy kontakt
listowny. Maż nie palił, nie pil, więc mógł wymieniać ten przydział
na żywność, którą przysyłał nam w paczkach. Wojna go oszczędziła,
wrócił cały i zdrowy, dziękując Bogu za życie i spotkanie z najbliższymi.
Później urodziło się nam jeszcze 4 synów, w tym bliźniacy. Wychowaliśmy
ich tak, jak nas do tego przygotowali nasi rodzice. Ja zajmowałam się dziećmi
i domem, a mąż pracował. W domu panowała życzliwa atmosfera, mimo iż
chłopców wychowywaliśmy "w dyscyplinie".
M. Sz.
Z pewnością inaczej wyglądało Państwa życie, kiedy były jeszcze na
utrzymaniu dzieci, a inaczej teraz, kiedy każdy z synów ma już własną
rodzinę.
|
|
Pani Agnieszka:
Codziennie z mężem wstajemy około godz. 4.30 i już przed 6.00
odmawiamy w naszym kościele różaniec. Później po Mszy św. wracamy do
domu i zjadamy wspólnie śniadanie. Ja, jak każda kobieta, zawsze znajduję
coś do zrobienia w domu, np. dzisiaj umyłam okna. Dzięki Bogu jestem
zdrowa, bo nie wyobrażam sobie, żeby mógł mi ktoś odebrać przyjemność,
jaką sprawia mi praca. Mąż też zawsze znajdzie coś do roboty. Słuchamy
też Radia "Maryja" i oglądamy telewizję. Ja lubię tylko
"Wiadomości" i niektóre programy dotyczące polityki, natomiast
nie lubię oglądać tych wszystkich filmów, które dziś pokazuje
telewizja. Myślę, że każdy okres życia ma swój urok. Przedtem cieszyliśmy
się synami, z których byliśmy i jesteśmy nadal dumni, a dziś cieszymy
się i nimi i ich rodzinami. Mamy bowiem 6 wnuczek i 4 wnuków, a nawet 3
prawnuków. Wbrew pozorom nie jesteśmy sami, dom ciągle pełen jest najbliższych,
którzy nas odwiedzają. Stale są jakieś przyjęcia, albo u nas, albo u
kogoś z rodziny. Wszyscy bardzo się cieszyliśmy, kiedy 8 lat temu było
nasze "Złote Wesele", a teraz z mężem prosimy Boga, byśmy
mogli dożyć 60-lecia naszego pożycia małżeńskiego. I tak upływają
kolejne dni.
M. Sz.
Jakie są Państwa zdaniem najczęstsze przyczyny konfliktów
małżeńskich?
Pani Agnieszka:
Konflikty małżeńskie są bardzo często wynikiem nieprawidłowego
przebiegu okresu narzeczeństwa. Młodzi ludzie zamierzający wziąć ślub,
nie mogą liczyć na to, że jakoś to będzie, lecz muszą sobie
odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie: z czego się będą utrzymywać i
gdzie mieszkać? Powinni sobie jasno powiedzieć, jak widzą swój związek?
Czego od siebie oczekują i co uznają za najważniejsze? Ważne jest również
to, by narzeczem poznali nie tylko siebie, ale i rodzinę partnera. Ponadto
w wielu przypadkach, przyczyną konfliktów w małżeństwie jest brak czasu
dla współmałżonka, wzajemna nieszczerość i brak umiejętności
porozumiewania się w mniej lub bardziej ważnych sprawach.
Pan Ryszard:
Zresztą, chyba każde małżeństwo, nawet te najlepsze, przeżywa
okresy trudne. W naszym małżeństwie, nie było jakiś większych załamań,
ale jeśli już się jakieś pojawiły, to zawsze był to problem, który
rozwiązywaliśmy sami, "w czterech ścianach". Nie wiedziały o
tym nawet dzieci. Uważamy bowiem, że rodzice tracą autorytet, kiedy
dzieci są świadkami ich kłótni lub nieporozumień, a ponadto w jakimś
sensie cierpią one z tego powodu.
M. Sz.
Jakiej rady moglibyście Państwo udzielić młodym ludziom, którzy
zamierzają wejść w związki małżeńskie? Po tylu bowiem latach
szczęśliwego pożycia, macie zapewne Państwo, co najmniej receptę
na stworzenie trwałego i udanego związku.
Pan Ryszard:
Młodzi ludzie, którzy chcą się pobrać, muszą wiedzieć, że nie tylko
powinni się kochać, ale przede wszystkim mają być zjednoczeni ze
sobą przez całe życie, tzn.: być sobie wierni na dobre i na złe.
Najważniejszą jednak rzeczą jest budowanie "własnego domu",
opartego na fundamencie wiary i moralności. W przyszłości
natomiast powinni żyć zgodnie z tym co przysięgali sobie przed
Bogiem.
M. Sz.
Dziękując bardzo serdecznie za rozmowę, życzę Państwu dużo
radości, zdrowia i Bożego błogosławieństwa, a przede wszystkich,
przeżywania następnych, tak pięknych w swojej wymowie, jubileuszy
pożycia małżeńskiego.
Państwo Gajdowie:
Dziękujemy bardzo.
Rozmawiała: Małgorzata Szubińska
|